Chociaż podziwiam prezesa Dowhana za ten niespodziewany ukłon w stronę zielonogórskich kibiców (to chyba przede wszystkim), to zastanawiam się, czy współczesny Falubaz wytrzyma starcie z legendą.
Zielonogórska drużyna po raz pierwszy wystąpiła pod nazwą Falubaz bodajże 36 lat temu. To na „falubazową” erę datuje się największe sukcesy tutejszej ekipy. Dlatego ten czas sympatycy zielonogórskiego speedwaya wspominają z największym sentymentem. Teraz, gdy zarząd zdecydował się powrócić do tej nazwy co niektórzy kibice mogą mieć niepokojące skojarzenia ,że złota era Zielonej Góry powraca. W końcu Falubaz to magia. Ale sama nazwa na motorze nie jeździ. Bardzo ciekawi mnie, czy po chudych latach pod tą nazwą, kibice na trybunach nadal krzyczeliby „Hej, hej Falubaz” czy może zdecydowaliby się na np. Kronopol (sylab tyle samo, więc w przyśpiewkach nie powinno być problemu),za czasów którego datowaliśmy największy sukces.
W pewnym momencie, gdy zawirowań z nową nazwą było co niemiara, a każdy mercedes na mieście należał do nowego potencjalnego sponsora, można było pokusić się o wniosek, że to próba odwrócenia uwagi od tego, co wyprawiają żużlowi włodarze. Gdy cała Polska usłyszała głos z Północy, nawołujący do opamiętania się w szastaniu pieniędzmi na zawodników, jedyne nasuwające się na myśl skojarzenie nie było dyplomatyczne:„Nie wiem, co bierzesz, ale bierzesz za dużo”.
Wszyscy już wiemy, że nikt bogatemu nie zabroni. Hipokryzją było jednak, w sytuacji ,gdy najpierw kusiło się zawodników dużymi sumami, w obliczu kryzysu i słabej złotówki mówić o nierozsądku i chęci zniszczenia żużla przez wszystkich, którzy nie chcieli się zgodzić na renegocjowanie kontraktów. Rozsądkiem można było się popisać i zacząć wcześniej ukrócać rozbestwionych zawodników. Teraz to tylko „pusty głos” – przypuszczam, że nawet jeżeli niektórzy zawodnicy zgodzili się na zmniejszenie sum (euro) w kontraktach, to większa krzywda im się nie dzieje, bo i tak zysk będzie taki sam.
Jeżeli chodzi o kontrakty, to mieszkańcy Zielonej Góry mogli być spokojni – zarząd wykazał się rozsądkiem, umowy były skonstruowane z korzyścią dla obu stron, więc niektórzy widzieli już naszych włodarzy na najwyższych stanowiskach w rządzie RP. W Zielonej Górze panował spokój, a niektórym, dla dobra polskiego żużla, należy udzielić drobnej rady. Jak mawia nasz wykładowca: „Nie bierzcie narkotyków, czytajcie Traktat z Maastricht”. Autor: Weronika Górnicka