Tego się nikt nie spodziewał. Niepokonana w tym sezonie Wataha Zielona Góra w finale Ligi Futbolu Amerykańskiego 2 nie sprostała ekipie Towers Opole, z którą w sezonie zasadniczym wygrywała dwukrotnie. Zielonogórzanie przegrali 20:43.
Tym samym to opolanie, a nie ekipa Krystiana Wójcika zagra w przyszłym sezonie z najlepszymi ekipami futbolu amerykańskiego w Polsce. Miesiąc temu zielonogórzanie nie dali szans drużynie z Opola, gromiąc ją 60:20. Sobotni finał miał zupełnie inny przebieg. Towers od początku pokazało inne oblicze, grając bardzo twardo. Po pierwszej kwarcie goście prowadzili 7:0. Do przerwy przewaga jeszcze wzrosła. Towers po dwóch kwartach prowadziło 24:0. Jednym z motorów napędowych gości był Konrad Rodak.
Konrad Rodak (Towers Opole): – Wierzyliśmy, że zagramy, jak równy z równym. Te dwie przegrane z Watahą nas tak zmotywowały, ale w taki wynik nigdy bym nie uwierzył. Kluczowa była nasza obrona.
Po zmianie stron Wataha rzuciła się do odrabiania strat. Szybki touchdown miał być tego sygnałem, ale opolanie momentalnie odpowiedzieli i przed ostatnią kwartą prowadzili 30:6. W ostatniej odsłonie mimo ambitnej postawy gospodarzy losy meczu nie zostały już odmienione.
Tomasz Pasiuk (grający prezes Watahy Zielona Góra): – Dzisiaj wydarzył się sport, którego nie da się do końca przewidzieć. To jest specyfika play-offów. Decyduje jeden mecz, gdy zwycięzca bierze wszystko. Nie liczą się nasze rekordy, ten jeden mecz zdecydował, że to Towers awansowało. Wielkie gratulacje dla nich. Pokazali, że przygotowali się do niego lepiej. Dla nas to wielka lekcja.
Zielonogórzanie grali bez kontuzjowanego Matta Pinedy, a jeszcze w pierwszej połowie stracili Krystiana Stachowa. To zdaniem Krystiana Wójcika, trenera Watahy był jeden z powodów porażki.
Krystian Wójcik (grający trener Watahy Zielona Góra): – Ani razu nie zdołaliśmy zatrzymać ich ataku. Byli lepsi, taki jest sport. Strasznie wyprowadził nas z równowagi incydent z początku meczu, gdy zawodnik Towers celowo sfaulował Krystiana Stachowa. Przeciwnik centralnie uderzył go w kolano, ewidentnie, żeby go wykluczyć z gry.
Warto dodać, że na stadionie przy ul. Botanicznej w sobotnie popołudnie zjawiło się sporo kibiców. Niemal po brzegi wypełniona była trybuna, a ponadto sporo fanów w stylu piknikowym ze swoimi kocami i leżakami oglądało poczynania obu drużyn po drugiej stronie boiska.