Nie tak dużo wody upłynęło od ostatniej afery, a już doczekaliśmy się w naszym żużlowym piekiełku następnej. Emocje i rywalizacja na torze zostały zepchnięte na dalszy plan przez rozgrzewające do czerwoności batalie na słowa i wzajemne oskarżenia. Skądinąd temat jest dobrze znany zielonogórskim kibicom.
Przekładanie meczy w naszej żużlowej ekstralidze stało się ostatnio normą. No i normą staje się, że jedną ze stron jest Włókniarz Częstochowa a okoliczności są zawsze kontrowersyjne. To, że mecz pomiędzy częstochowskimi „Medalikami” a Unią Leszno powinien być przełożony w poprzednią niedzielę jest raczej oczywiste.
Piszę „raczej”, bo w Częstochowie mnie nie było a tor, jaki był można było zauważyć w telewizorze. I wtedy nikt pretensji nie miał. Jak to jednak możliwe, że w dniu, w którym nie spadła ani jedna kropla deszczu tor wyglądał tak, jak wyglądał i mecz się nie odbył? O tym, oprócz działaczy z Częstochowy wiedzą chyba tylko sternicy tarnowskiej Unii. Bo to właśnie tam mieliśmy głośną na całą Polskę „aferę deszczową” z udziałem naszego Falubazu.
Opady w roli głównej
Tam też lało całą noc, a później do prac na torze skierowano jeden ciągnik. I tor się nie zrobił, bo niby jak. No, ale my panie sędzio zrobiliśmy co mogliśmy. W końcu nigdzie nie ma zapisu ile ciągników i ludzi musi pracować nad stanem używalności nawierzchni. Jeżeli działaczom spod Jasnej Góry brakuje sprzętu to zawsze mogli się zwrócić o pomoc do zaprzyjaźnionego trenera z Wrocławia. Ale po co, pytam, skoro w składzie nie było podstawowych zawodników? Żeby wszystko odbyło się uczciwie, ale nie po myśli częstochowian?
Liczy się wynik a uczciwość możemy schować do kieszeni na później. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że na takie zagrania pozwala regulamin. W tym sezonie naginany był już tyle razy, że jego kręgosłup (moralny) ma już ostrą skoliozę. W końcu nie tak dawno Włókniarz przełożył mecz na termin „po terminie”. I to, co pierwotnie z regulaminem zgodne nie było, nagle okazało się prawidłowe.
Zawsze wydawało mi się, że we władzach powinni znajdować się ludzie znający się na swojej robocie. Patrząc jednak na to, jaki jest nasz regulamin zaczynam się zastanawiać, czy zwykli kibice nie byliby bardziej przewidywali i skonstruowali go lepiej. Władza w ręce ludu!
Autor: Weronika Górnicka