Studencka walka o byt albo niebyt na uczelni rozpoczyna się cyklicznie w trakcie sesji egzaminacyjnej. Jednak studenci – zwłaszcza polscy – zamiast wyposażyć się w książki, notatki i dzięki nim zdobyć potrzebną wiedzę (teoretycznie po coś w końcu studiują…), uciekają się do ściąg, nadążających za technologicznym postępem. Z tyłu jednak nie zostają uczelnie, które próbują walczyć ze ściągającymi studentami, uciekającymi się do coraz nowocześniejszych sztuczek.
Kilka lat temu zawieszenie kilkudziesięciu studentów Harvardu z powodu ściągania wywołało burzliwą dyskusję w mediach o kulturze ściągania, zwracającą uwagę, że ściąganie, które jest akceptowane zaledwie u jednostek za granicą, gdzie ściągający ponoszą dużą odpowiedzialność za oszustwa na egzaminach, u nas jest może nie tolerowane przez wszystkich – ale panuje co najmniej ciche przyzwolenie na nie.
W końcu przy stole rodzinnym nie trudno usłyszeć historie o ściąganiu z dziada pradziada, anegdotki o wyprowadzaniu profesorów w pole czy humorystyczne historyjki o tym, jak wykładowca zasłonił się gazetą na kololokwium lub wytrwale liczył rysy w swoim biurku, byleby nie dostrzec szepczących i ściągających studentów.
Co ciekawe, studenci Harvardu zostali zawieszeni za… ściąganie w domach. Wykładowcy dostrzegli zbyt duże podobieństwa między tzw. egzaminami domowymi, które rozwiązuje się samotnie w swoich czterech ścianach – a przynajmniej takie jest założenie. Widocznie pewna grupka studentów postawiła na wspólne rozwiązywanie testu, a odpowiedzi rozniosły się dalej pocztą pantoflową…
Polskim uczelniom może i daleko do grupowego wyciągania odpowiedzialności jak na Zachodzie, lecz niektóre uniwersytety nie godzą się na oszukiwanie przez żaków. Skoro młodzi nie przebierają w środkach, byleby tylko zdać i zapomnieć (krok zakuć został pominięty), uczelnie stosują odpowiednie metody zapobiegawcze. Kiedy ściąganie z karteczek ukrytych w dekolcie, pod przezroczystymi rajstopami, za mankietem koszuli czy w długopisie odeszło do lamusa, wyposażenie się uczelni w specjalistyczny sprzęt jest niezbędne.
Uczelnia na podsłuchu?
Nie tylko uniwersytety, ale też szkoły i inne instytucje edukacyjne interesują się tematem monitorowania swoich placówek, lecz tym razem nie chodzi o oficjalne, widoczne dla wszystkich rozbudowane systemy kamer, czuwających nad bezpieczeństwem edukowanymi i edukującymi, a… ukryte systemy monitoringu, które pomagają wyłapywać ściągających studentów.
Nie tylko minikamera, a także urządzenie do wykrywania podsłuchów to sprzęt atrakcyjny dla uczelni, bowiem profesjonalny wykrywacz podsłuchów umożliwia detekcję m.in. bezprzewodowych kamer, transmiterów radiowych czy telefonów komórkowych, z których ściągają studenci. Nierzadko na salach egzaminacyjnych obowiązuje zakaz wnoszenia telefonów komórkowych, a mimo to żacy wnoszą ze sobą smartfony. Ci uczciwi zwyczajnie je wyciszają i chowają głęboko w torbie, ale “sprytniejsi” korzystają z nich, aby egzamin był prosty, lekki i przyjemny.
Jak działa podsłuch i co ma wspólnego ze ściąganiem na egzaminie? Dużo, bowiem urządzenia podsłuchowe zakamuflowane w nawet miniaturowych przedmiotach codziennego użytku mogą w czasie rzeczywistym łączyć się ze smartfonami i umożliwiać zdalny nasłuch otoczenia, a minikamerki – zdalny podgląd. Żacy korzystają także z mikrosłuchawek połączonych ze smartfonami. Wówczas nietrudno o przekazywanie studentom w drugiej grupie pytań egzaminacyjnych na bieżąco, przesyłanie widoku na test egzaminacyjny, a także łączenie się z koleżanką lub kolegą, który podyktuje odpowiedzi z notatek, które zostały tylko na papierze…
Takie plany mogą zniweczyć właśnie detektory podsłuchu, dzięki którym można wyłapać, kto ściąga, korzystając z niedozwolonego urządzenia na sali, i wyprosić takową osobę z egzaminu.
Jednak używanie niedużych, ręcznych wykrywaczy podsłuchów to nic w porównaniu np. do przeszukiwania uczniów przed egzaminami wstępnymi na tureckie uczelnie wyższe i wpuszczanie kandydatów czy studentów na sale dopiero po przejściu przez wykrywacz metali. Współcześnie w zakładach karnych używa się mobilnych wykrywaczy telefonów komórkowych (mogą skanować obszar nawet przez ścianę!), obok których przechodzą więźniowie.
Czy niedługo w Polsce w takich kolejkach staną żacy, zanim zostaną dopuszczeni do egzaminów? Być może wtedy Polacy mogliby mieć pewność, że za 20 lat nie będzie im pomagał – w różnych branżach – specjalista, który zdawał tylko i wyłącznie dzięki pomocom naukowym. Bo przyznajmy, mimo że ściąganie zawsze jest oszukiwaniem, o tyle w niektórych przypadkach nie jest wysoce szkodliwe dla innych, jeśli żak nie pamięta kolejnego z rzędu tytułu powieści, ale – jakim specjalistą zostanie ściągający student kierunku medycznego?