Tropy w przypadku tego filmu dzielą się na mylne i prowadzące do nikąd. Trailer obiecywał ciepłą komedię z andragogicznym zacięciem. Już w pierwszych chwilach seansu okazuje się, że „Stulatka” ciągnie raczej w stronę czarnej komedii, choć niestety bez zęba (wina podeszłego wieku?) charakterystycznego dla tego gatunku.
Allan Karlsson (którego grają 49-letni Robert Gustafsson i tona make-upu) – jak zdradza tytuł – w swe setne urodziny wyskakuje z okna domu opieki i ucieka. Przez sto lat swego życia Allana interesowało głównie wysadzanie w powietrze wszystkiego, co się rusza lub nie. Zamiłowanie to sprawiło, że tańczył z generałem Franco i pił wódkę ze Stalinem, planował ucieczkę z gułagu z bratem Alberta Einsteina i nagrywał Ronalda Raegana. Po przeżyciu okrągłego wieku zostaje zamieszany w kradzież 50 milionów euro, należących do pewnego gangstera (świetny Alan Ford).
Przez 114 minut seansu „Stulatka” przez ekran przewija się prawdziwy freak show, galeria postaci, które swoją oryginalnością mogłyby obdzielić tuzin filmów. Podobnie niesamowite zbiegi okoliczności rzucają głównego bohatera w coraz to inne zakątki globu (we fragmentach stanowiących retrospekcję życia Allana) lub stawiają go i jego kompanów w przeróżne sytuacje. Wierzyć się nie chce, że wszyscy ci bohaterowie i wydarzenia nie potrafią porwać.
Być może to skandynawski chłód sprawia, że ten film jest tak nieprzystępny, tak trudno się nim zainteresować i związać z bohaterami. Jest tu mnóstwo dobrych dialogów, tyle samo nieźle napisanych postaci, a fabuła w zasadzie co chwila skręca w nieoczekiwanym kierunku. Jednak żaden z bohaterów nie sprawia, że zależy nam, by rozwiązała się pomyślnie dla naszych bohaterów, powiem więcej – to, czy czeka nas happy end, czy też sromotna porażka, jest nam całkowicie obojętne.
„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” potrafi bawić, celnie i uszczypliwie wyśmiać, udanie bawi się słowem i w zasadzie mało tu nieudanych rzeczy. Problem polega na tym, że obiecana niebanalna historia wcale nie jest aż tak niebanalna. Wydaje się, że bardzo postarano się tu o bohaterów, aktorów, scenariusz, wybuchy i słonia, ale nieco zapomniano o zaangażowaniu widza. A to potrafi zepsuć nawet najciekawiej zapowiadający się film.
Autor: Michał Stachura