„Piątek 13-nastego” anno domini 2009 jest remakiem trzech pierwszych odsłon cyklu, które uważane są za najlepsze pośród 11 filmów z maczetą i hokejową maską w tle. Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem filmów
o maniakalnych mordercach, więc wybrałem się na film pełen oczekiwań. Czy zostały spełnione, o tym za chwilę.
Filmy o Jasonie nigdy nie grzeszyły zawiłą fabułą, nieoczekiwanymi zwrotami akcji czy wspaniała, chwytającą za serce historią. Były topornie banalne, krwawe i sprawiały niesamowita przyjemność z oglądania, szczególnie wieczorami. Historia opowiedziana w najnowszym „Piątku” idealnie wpisuje się w kanon tzw. slasher movie – grupka nastolatków, straszne opowieści przy ognisku i maniak z maczetą.
Grupka znajomych wyrusza do Crystal Lake, by tam spędzić weekend nad jeziorem. Niestety nie wiedzą, że kilka tygodni wcześniej zaginęła tu bez śladu grupka miłośników wolnej miłości oraz marihuany. Dzięki niesamowitemu prologowi dowiadujemy się, że mieli dużego pecha, bo właśnie rozpoczął się sezon polowań na amerykańskich nastolatków. Do naszych bohaterów dołącza młodzieniec poszukujący zaginionej siostry. Grono się powiększa, Jason zaciera ręce i rozpoczyna się krwawa symfonia na siekierę, haki, łuk, a nawet pułapki na niedźwiedzie. Kto przeżyje, a kto nie, dziś na pewno dowiesz się.
Mocną stroną serii zawsze były sceny eksterminacji intruzów zakłócających porządek nad Crystal Lake połączone z niecodziennymi i zaskakującymi sytuacjami. I tym razem nie jest inaczej. Mamy więc podnoszenie nagich niewiast i wieszanie ich na kołkach, podrzynanie gardeł erotomanom, grillowanie żywcem nad ogniskiem, rzut siekierą do celu, amatorskie wykonanie tracheotomii, czyli to wszystko, za co kochamy Jasona. Oczywiście prócz scen zbrodni twórcy nie zapomnieli o innym bardzo ważnym elemencie tego typu produkcji, czyli nagich piersiach oraz zakazanych substancjach.
Największa bolączką filmu jest niestety sama postać Jasona. Tak jak w poprzednich filmach był wielką, bezmyślną kupą miecha, której jedynym celem jest eksterminacja niesfornych dzieciaków, tak teraz nabył kilku cech, które drażnią. Od tego przebywania w lesie wyraźnie nam chłopak zmarniał i stracił na wadzę, co może być spowodowane zamiłowaniem do biegania. Tak jak wcześniej Jason raczej spacerował w pogoni za swoimi ofiarami, teraz uprawia regularny jogging. Podobno oczy to zwierciadło duszy, nie inaczej było u Voorheesa, do teraz. Jego wzrok, ukryty za hokejową maską, zawsze był beznamiętny, pusty i strasznie przerażający. Obecnie sprawia wrażenie małego kotka, który zaraz dostanie klapsa za kupę na dywanie. Może to i są szczegóły nie psujące zabawy, ale dla mnie to straszne uchybienia.
Pomimo tego, przez 97 minut trwania filmu bawiłem się świetnie. Najnowszy „Piątek 13-nastego” w najlepszym możliwym stylu nawiązuje do poprzednich części. Gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że to jeden z najlepszych remaków w historii. Korzystając z cytatu Roberta Eberta: „Two thumbs up!”.
Autor: Łukasz Michalewicz