Tomasz Makowiecki to artysta osobny. I nieśpieszny. Jego ostatnia płyta „Moizm” ukazała się w 2013 roku. Teraz po dekadzie, w wieku czterdziestu lat wraca z „Bailando” albumem słodko-gorzkim, pełnym piosenek, które chwytają uwagę, ale też i serce. Jak sam mówi to album, który powstał z ciekawości świata i ciekawości siebie samego.
Ta płyta powstawała długo i w skupieniu. Zbierane latami doświadczenia zostały skrupulatnie przesiane i przełożone na język muzyki – bez oglądania się na trendy, bez pędu za byciem na topie. Ta płyta to katharsis – porusza to, czego wcale nie chcesz dotykać. Przejmująca i oczyszczająca. Piękna. A całość wieńczy ironiczny tytuł. Wentyl, bez którego nie da się oddychać w tym dusznym świecie.
– „Bailando” jest osadzone w dwóch miejscach, w Sopocie i Warszawie. Ostatnie dwa lata mojego życia to ciągła podróż między tymi dwoma miejscami. Sopot to moje miejsce na ziemi, tam jest moje serce. Warszawa wciąż jest mi nieco obca, ale ważna. Są więc z jednej strony motywy morza, lasu, a z drugiej pełnego zgiełku miasta. Każda piosenka przywołuje konkretne chwile, wydarzenia. – mówi o płycie Makowiecki.
Singlem promującym wydawnictwo jest „Lato w mieście”