Stelmet wszedł w spotkanie z piorunującą mocą, wpadało prawie wszystko co grali nasi, goście konsekwentnie grali pod kosz i szybkie kontry. Grecy nie zasypywali jednak gruszek w popiele i szybko dopasowali się do rytmu Mistrzów Polski. Po pięciu minutach gry gospodarze złapali chwilowy zastój, który na szeczęście nie okazał się bolesny w skutkach, 19-15, po pierwszej kwarcie.
Początek drugiej kwarty to szybki odjazd Stelmetu na 9 punktów po dwukrotnym trafieniu Szewczyka za trzy. Panathinaikos ewidentnie stanął i trener gości szybko przywrócił na parkiet pierwszą piątkę. To jednak nie pomagało, bo w 15 minucie meczu gospodarze wyszli na 12 punktowe prowadzenie. Pod koniec kwarty przyjezdni odrobili część strat ale na boisku lepsze wrażenie sprawiali miejscowi. Stelmet wygrał pierwszą połowę 40:33.
Po przerwie Grecy usprawnili swoje szyki obronne i z minuty na minutę niwelowali straty. Stelmet za to popełniał dużo prostych błędów, przede wszystkim fauli. Miejscowi powrócili do gry po trafieniach Reynoldsa i Ponitki, uciekając na 8 oczek przewagi.
W ostatniej kwarcie przyjezdni z akcji na akcję niwelowali przewagę gospodarzy, w 35 minucie nastało wielkie zamieszanie z powodu błędnej decyzji sędziów po której trener Filipovski otrzymał faul techniczny, po tym epizodzie Panathinaikos był o 3 punkty za Stelmetem. Gospodarze dzielnie bronili ale w ataku maszyna zacięła się i nic nie wpadało. 38 minuta i remis, scenariusz robił się coraz czarniejszy, Koszarek brał na siebie ciężar gry, celna trójka i odskakujemy na pięć punktów a czas płynął, wolno, za wolno. Ostatnie sekundy, gra o jeden kosz i w końcu wygrali! 71:68
Wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy Stelmet sprosta wyzwaniu i dowiezie korzystny wynik do końca, już w pierwszym meczu z Żalgirisem oglądaliśmy podobny scenariusz i wtedy się nie udało. Tym razem przyszła pora na pierwszą wygraną w Eurolidze w sezonie 2015/16
Autor: Łukasz Ostrowski