Dlaczego klienci tak gwałtownie rzucili się na żarówki? W ubiegłym roku Unia zdecydowała o całkowitym wycofaniu ze sprzedaży tradycyjnych żarówek i zastąpieniu ich energooszczędnymi. Chodzi o ochronę środowiska i oszczędzanie energii (tradycyjna żarówka zamienia w światło zaledwie 5 proc. pobieranego prądu, świetlówka – nawet 80 proc.). Jako pierwsze przestać świecić mają właśnie najmocniejsze – stuwatowe – żarówki. Na sklepowych półkach poleżą tylko do końca sierpnia. Za rok z półek znikną żarówki o mocy 75 watów, a do 2012 wszystkie o mocy przekraczającej 25 watów.
To, co cieszy ekologów, ludziom nie bardzo się podoba. I to nie tylko ze względu na wysokie koszty świetlówek: – Zwykłe żarówki są może i nieekologiczne, ale dają ciepłe światło. Przy tych energooszczędnych nie da rady długo wytrzymać, bo światło takie jak w kostnicy – mówi znana stołeczna artystka, która nie chce tego powiedzieć, podając nazwisko, aby nikt nie przypiął jej łatki, że jest nieekologiczna.
– Wiemy, że klienci są przyzwyczajeni do barwy światła zwykłych żarówek, dlatego wprowadziliśmy świetlówki o ciepłym świetle, podobnym do tego tradycyjnego – mówi Magdalena Bogusz z Osram Polska. Jak komentuje masowe kupowanie "setek" na zapas? – Ludzie boją się nowości. Ale szybko przekonają się do świetlówek. Nie należy się martwić tym, że są one droższe (zwykła żarówka – kilka złotych, świetlówka o tej samej mocy – nawet 25 zł), bo w eksploatacji wychodzi taniej. Już w pierwszym roku używania oszczędzamy 35 zł na prądzie, a w perspektywie 15 lat (nawet tyle może świecić świetlówka) – aż 530 zł – przekonuje Bogusz.
Firmy oświetleniowe nie zaprzestaną produkcji zwykłych żarówek. – Będą – jak dotąd – trafiać na inne niż unijne rynki – mówi Bogusz.
Autor: Marcelina Szumer / Metro