Media społecznościowe stały się nieodłączną częścią naszego życia, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Obserwujemy lub zauważamy w nich głównie treści rozrywkowe, reklamy czy też brak zawartości merytorycznej, która mogłaby wpłynąć na nas pozytywnie.
Życie w pędzie i świecie nadmiernych (często nieistotnych) informacji wywołuje w nas stres, przemęczenie, problemy w skupieniu, jak i ogólne przeciążenie umysłu. Obserwowanie w sieci influencerów i ich „sielankowego” życia również nie wpływa na nas dobrze. Porównujemy to, co nam przedstawiają, do naszego indywidualnego świata rzeczywistego. Podświadomie zdajemy sobie sprawę, że to, co pokazują, nie jest do końca prawdziwe, jednak i tak przychodzi myśl: „chciałbym/chciałabym żyć tak beztrosko, jak oni”. Głównymi odbiorcami najbardziej znanych influencerów są dzieci, które nie postrzegają już swoich rodziców lub rodzeństwa jako wzorzec, a właśnie influencera, którego obserwują.
Influencera, który pokazuje im, że liczy się tylko dobra zabawa, powierzchowność. Na przykład, jak drogie marki ubrań nosimy. Albo żeby otaczać się jak największą liczbą ludzi, a najlepiej, żeby każdy z nich też był kimś znanym.
Wobec tego wszystkiego udało mi się znaleźć osobę, która uczy i pokazuje jak nie dać się temu, co teraz nas otacza. Nie skupia się tylko na świecie przed ekranem i na tym, by wbić się w trendy, które powiększą liczbę jej odbiorców. Przyciągnęła do siebie ludzi swoją charyzmą, autentycznością i tym, że przedstawia sposoby osiągania naszych małych i dużych sukcesów w tym „niewygodnym” świecie rzeczywistym. Dzieli się swoimi sposobami, na to, by wyciszyć swój umysł, cieszyć się tym, co już mamy w swoim życiu i jak poświęcać czas samemu sobie, aby móc się rozwijać. Nie dociera do tak wielu ludzi, jak inni jednak fakt, że śledzi ją około 50 tys. osób na instagramie jest małym światełkiem w tunelu, że nie zatracimy się aż tak w świecie social mediów.
Tą osobą jest Milena Pazuch, dla swoich obserwatorów po prostu Milenka.
Swoje konto na Instagramie rozwinęła dzięki Tik Tokowi, na którym zebrała około 165 tys. obserwujących. Na obu profilach pokazuje niewielką część swojego życia prywatnego, skupiając się bardziej na tym, by pokazać, jak doszła do obecnego momentu w swoim życiu
Manifestacja, afirmacje, prowadzenie pamiętnika/dziennika, jak też planera, w którym zapisujemy wszystkie swoje obowiązki na dany miesiąc, tydzień i dzień. To tylko kilka przykładów sposobów, jakie przedstawia Milena na swoich profilach. Pokazuje nam również, że nic nie jest niemożliwe. Wystarczy tylko zmienić punkt widzenia i nasze nastawienie do danej sytuacji. Marzenia i postawione cele są realne.
Tak właśnie mówi Milena.
Internet do dziś jest dla mnie totalną abstrakcją, czymś nierealnym. Do tego stopnia, że nie potrafię sobie wyobrazić, że te 50 tys osób obserwujących mnie, to prawie cała widownia stadionu narodowego. Mam przeświadczenie, że widząc te liczby, patrzę na zwykłe cyferki, a nie na prawdziwe osoby, stojące za tymi cyferkami, a raczej ekranami swoich telefonów.
Jako osoba siedząca głęboko w manifestacji nie wątpiłam w swój sukces, to była jedynie kwestia czasu.
Podobnie patrzę na wiadomości prywatne od moich obserwatorów, gdzie dziękują mi, za to, co robię i podkreślają, jak bardzo im pomogłam, jak ich inspiruję i motywuję do działania. Jest mi niezmiernie miło, ale wciąż patrząc w ekran i czytając tę wiadomości – mimo bardzo dobrej wyobraźni – nie potrafię zwizualizować sobie, że naprawdę aż tak mogłam wpłynąć na czyjeś życie. Jako pielęgniarka (z zawodu) uświadomiłam sobie, że moją misją życiową jest niesienie pomocy innym. Uważam, że moja przygoda z social mediami to po prostu inny kanał, który pozwala mi realizować tę misję. Jestem bardzo wdzięczna za tę przygodę, która dalej wydaje się snem.
Pamiętam bardzo dokładnie marzec 2021, kiedy moje filmy zaczęły trafiać do coraz większej liczby osób. Zarówno wieczór, który spędziłam na odświeżaniu tik toka, aby patrzeć na rosnące w przeciągu milisekund liczby. Z jednej strony szok i niedowierzanie, z drugiej: duma i pewność, bo wiedziałam, że do tego momentu kiedyś dojdzie. Jako osoba siedząca głęboko w manifestacji nie wątpiłam w swój sukces, to była jedynie kwestia czasu.
Osoby zainteresowane moim kontentem dały mi ogromnego kopa, pamiętam jak bardzo priorytetyzowałam tworzenie postów, bo wiedziałam, że ktoś na nie czeka. To niesamowite uczucie i motywacja. Odbiór mojej twórczości był zawsze głównie pozytywny, stworzyłam sobie (jak to ja nazywam) swoją sektę. Poznałam wielu cudownych ludzi, z którymi do dziś mam kontakt. Ten nierealny świat stał się po dwóch latach moją codziennością i zarobkiem. Nigdy jednak nie wyobrażałam sobie porzucić „normalnej” pracy na etacie, aby zostać full time influencerką. Znalazłam za to dobry balans „ciężkiej” pracy jako pielęgniarka z przyjemną pracą content creatora. Dorzuciłam później do tego jeszcze studia. Myślę, że to też sprawia, że moi widzowie mogą się ze mną bardziej utożsamiać, bo w dużym stopniu prowadzę życie dokładnie takie jak oni. Pokazuję też, że da się połączyć wiele pasji i obowiązków. Wszystko jest możliwe.
W świecie social mediów brakuje takich osób, jak Milena Pazuch; są oni również niewystarczająco doceniani. Zbyt mało mówi się o tym, jak negatywne skutki mają działania influecerów, którzy skupieni są tylko na sobie i rosnących liczbach na koncie. Traktujący swojego obserwatora jako inwestycję, która ma im przynieść tylko zysk. Brakuje influecnerów, którzy – jak Milena – są dla swoich odbiorców. Nie tylko przez prowadzenie konta, ale także w wiadomościach prywatnych. Główną grupą wiekową odbiorców Mileny są osoby z przedziału 18-24 lata. Młodzi ludzie dbający o to, by nie pogonić za żądzą pieniądza i sławy. Uczący się doceniać ten nieidealny świat rzeczywisty i cieszyć się z życia, które prowadzą bez względu na to, czy na jakimś portalu społecznościowym obserwuje ich 50, 100 czy 500 tys. osób.
W obecnych czasach internet jest najszybszą formą przekazu, a o jakości tego przekazu decydujemy my.