Zawsze mnie to zastanawiało. W którym momencie swojego życia podejmuje się taką decyzję, żeby poświęcić się karierze naukowej? W przypadku Pana Rektora to był świadomy wybór czy przypadek?
To był przypadek. Szczerze mówiąc, zdecydowałem się w ten sposób uniknąć powołania do wojska. Wybrałem studia doktoranckie, które mnie uchroniły od tego i tak to się zaczęło.
To jak to się stało, że trwa to do dziś?
Okazało się, że wybór był dobry. Wtedy jeszcze, w wieku 21-22 lat, człowiek ma pstro w głowie, ale pamiętam, że moje stopnie mocno się poprawiły. Zwłaszcza na IV i V roku. Miałem silną motywację (śmiech – przyp. red.), bardzo chciałem czegoś uniknąć.
A funkcja rektora to już jest szczyt marzeń w karierze naukowej?
Trudno powiedzieć, bo różne są drogi kariery. Są drogi kariery naukowej i w tym momencie drogi kariery organizacyjnej. Funkcja rektora jest niesamowitym wyzwaniem. Jako naukowiec zajmuję się przede wszystkim swoimi badaniami i małym zespołem ludzi. Natomiast w tym momencie jestem odpowiedzialny za największą firmę w województwie, bez której nie wyobrażam sobie funkcjonowania regionu. To jest po prostu ogromna odpowiedzialność.
To w momencie ogłoszenia wyników odczuwał Pan bardziej stres czy ekscytację?
Zdecydowanie ekscytacja. Stresu nie czułem w ogóle. Już od momentu kiedy zdecydowałem się kandydować, to właściwie już stresu nie czułem.
A w momencie ogłoszenia wyników i później, kiedy 1 września przejąłem funkcję po panu profesorze Osękowskim, to była frajda. Frajda połączona z dużą ilością pracy, bo rzeczywiście trzeba było to wszystko ogarnąć. Pierwsze takie olśnienie, które przyszło do mnie po 3-4 tygodniach wertowania dokumentów i odkrywania nowych rzeczy, z którymi wcześniej nie miałem jednak do czynienia, nawet jako prorektor.
W trakcie inauguracji roku akademickiego zachęcał Pan Rektor do ciekawości, a nawet do kwestionowania wykładowców. To dosyć odważna propozycja.
Ja myślę, że wykładowcy, tak jak większość ludzi, idą na ogół po linii najmniejszego oporu, czyli wykładają to, co mają najlepiej opanowane, przeważnie nie znoszą sprzeciwu, chcą żeby to, co mówią, było akceptowane. Ale przecież ten brak akceptacji właśnie dla jakichś prawd czy pewników tworzy nowe pomysły. Jeżeli ktoś chce mieć innowacyjny pomysł, który do czegoś prowadzi, to musi coś innego zakwestionować.
A ta ciekawość sprawi, że student będzie uczył się bardziej efektywnie?
Ależ tak. Nie jestem tutaj specjalistą, ale wydaje mi się, że człowiek najbardziej wydajnie i skutecznie uczy się wtedy, kiedy bawi nas i interesuje to, czego się uczymy. Najgorsze są sytuacje, kiedy informacje są przyswajane na siłę. Wniosek jest prosty: najlepiej byłoby pozwolić uczyć się wszystkim tego, co ich interesuje. Oczywiście bardzo trudno coś takiego osiągnąć, bo jakiś porządek musi być, ale wydaje mi się, że celem uczelni powinno być takie dobieranie metod nauczania, żeby one jak najściślej pasowały do możliwości percepcyjnych człowieka.
Autor: Paweł Hekman