Zwyciężczynią okazała się Kinga Mazur. O szczegółach wielkiego pisania opowiadała nam Katarzyna Jagiełowicz z AEGEE. – Z roku na rok jest coraz lepiej. Mamy bardzo ciekawe nagrody, które przyciągnęły trochę osób czyli słowniki PWN i zaproszenia do Sfinksa.
Tradycyjnie już pojawiła się "gżegżółka", która z pewnością śnić się będzie po nocach nie jednemu uczestnikowi dyktanda, ale zdaniem Katarzyny Jagiełowicz największym problemem dla piszących była francuskie nazwisko "Baudouin de Courtenay". – Nie wiem czy komuś udało się napisać to nazwisko poprawnie – zdradziła szefowa AEGEE.
W tym roku zgłosiło się około 50 chętnych do pisania dyktanda, a koordynatorką tegorocznych zmagań była Agata Nienadowska. Wszystkich, którzy chcą zgłębić tajemnice języka polskiego zapraszamy do słuchania audycji Jerzego Bralczyka. Znajdziecie ją na naszej antenie codziennie o 7.50 i 16.50.
Poniżej przedstawiamy cały tekst dyktanda
Dyktando uniwersyteckie 2009
Po ponadjedenastoipółmiesięcznym, radosnym, miejmyż nadzieję, oczekiwaniu znów przystępujemy do pisania dyktanda. Sądząc po kilkudziesięcioosobowej frekwencji, cieszy się ono może nie jakimś najniezwyklejszym superzainteresowaniem, ale liczba uczestników na pewno potwierdza, że nasz niełatwy skądinąd sprawdzian ma swoich zwolenników i wśród humanistów, i niehumanistów. Powodowani nie jakimś wszechogarniającym hurraoptymizmem (huraoptymizmem), ale naprawdę dobrze przygotowani nie czmychamy przed czyhającymi na nas pułapkami, a niezaliczenie dyktanda, to dla wielu z nas niehonor; no może nie hańba, ale co najmniej półsromota i niesława.
Jedna z takich zasadzek to chociażby merzyk, czyli mech leśny porastający w co najmniej kilkunastu gatunkach nie tylko nasz kraj od Wielkiego Kotła Śnieżnego po Polskę północno-wschodnią i od Zatoki Szczecińskiej po Beskidy Wschodnie, ale także kontynent azjatycki od wyspy Sachalin po Wielki Kaukaz.
Albo też takie wyrazy, jak uhla, czyli ptak błotno-wodny, czarnopióry z ciemnobrązowym odcieniem, czy pójdźka – wielkooka sowa; blaszkodzioba krakwa i podobny do niej ohar; szczudłonogi szablodziób i wielokolorowa żołna, czy mało ubarwiony najpospolitszy kszyk, o gżegżółce już nie wspominając.
Uhu – westchnie niejeden nie całkiem zadowolony uczestnik naszego dyktanda; uch -rzeknie kto inny, mamli tu wysłuchiwać jakiegoś pseudowykładu, jakiejś ąuasi-pogadanki o ptaszkach?
Nie handryczmy się – odpowiem na takie dictum, abyśmy w chandrę nie popadli. Mógłżebym tu wygłaszać jakieś półpoważne odczyty zamiast się zajmować mającą ponadpięcioipółwiekową tradycję pisownią, której początek dał piętnastowieczny (XV-wieczny) traktat Jakuba Parkoszowica pochodzącego z Żurawicy w Sandomierskiem i którą w czasach nam bliższych doskonaliło wiele autorytetów językoznawczych, jak chociażby Bożydar Ożyński (Skarbiec odkryty bogactwa, piękności i wszystkich prawideł zasadniczych mowy i pisowni polskiej, Kraków 1883) czy też Jan Niecisław Baudouin de Courtenay, a ostatnio Edward Polański w pewuenowskim (PWN-owskim) słowniku ortograficznym. Autor: Piotr Waliński / fot. Thomas Zobl