Zaciekawiło mnie Pani podejście do życia. Pani spojrzenie na sprawy z pozoru błahe, jednak mające ogromny wpływ na nas, na nasze decyzje, na nasze codzienne wybory.
Powiedziałam Pani, że bardzo ważnym jest, aby uczyć się mówić wprost o sprawach, które z reguły zamiatane są pod dywan. Wielu Polakom brakuje tej umiejętności.
Czy nie uważa Pani, że wyciąganie wszystkiego na wierzch może spolaryzować ludzi i zamiast zachęcić do dyskusji, wprowadzi atmosferę konfliktu?
Wszystko zależy od naszej kultury, od naszego wychowania, od tego, jacy my jesteśmy. Dużo łatwiej nam jest nie mówić o pewnych sprawach. Wychodzimy z założenia, że jak się o czymś nie rozmawia, to tego nie ma. Rzecz w tym, że problem, który z pozoru nie istnieje, cały czas nawarstwia się w ukryciu i wróci prędzej czy później ze zdwojoną siłą. Więc jeżeli pojawiają się problemy, to trzeba je przedstawić, pokazać, mówić o nich, bo łatwiej jest je później rozwiązać.
Pod względem myślowym wyprzedza Pani w Polsce chyba epokę… Sporo wody musi upłynąć, zanim ludzie tak bardzo zmienią swój sposób myślenia.
Jeżeli ustalamy takie, a nie inne zasady, to się do nich stosujmy. W Szwecji na przykład, jeżeli dziecko rzuci papierek na ulicę i osoba, która idzie z tyłu to widzi, wówczas podchodzi i zwraca uwagę. A mama idąc z tym dzieckiem może tego nie zauważyć, jednak podziękuje tej osobie za to, że uczestniczy w wychowaniu jej dziecka. W Polsce jest inaczej. Dlatego, aby coś się zmieniło, od dziecka powinno się uczyć nas innego sposobu myślenia.
Innego, to znaczy?
Powinniśmy dążyć do tego, aby dostrzegać wszystkie składowe elementy konfliktu, zauważyć wszystkie dotyczące nas problemy i starać się je rozwiązać, póki jeszcze są małe.
Obecnie jest nieco inaczej…
Tak. Ludzie widzą wiele negatywnych rzeczy, ale po prostu o nich nie mówią. Uważają, że tak będzie lepiej. Boją się, że ktoś może ich źle zrozumieć, że ktoś się obrazi. Zazwyczaj niestety tak właśnie jest.
Recepta?
Gdyby nauczyć się mówić wprost o wielu sprawach, intencje byłyby zupełnie inaczej rozumiane. Słysząc jakiś fragment wypowiedzi dotyczący nas, tak naprawdę słyszymy to, co chcemy usłyszeć. Nie wierzymy, że słowa krytyki kierowane w naszą stronę mogą być wypowiadane
w dobrej wierze.
Mam wrażenie, że takie zachowania siedzą głęboko w nas, od dawna.
Owszem. Nasi rodzice tacy są, otaczający nas ludzie tacy są. Ciężko jest zmienić panujące od lat zasady i przyzwyczajenia.
Na co dzień spotykamy ludzi, którzy są zamknięci w świecie swoich poglądów i racji. Budują mur pomiędzy sobą a otaczającym ich światem…
Przykładem są nauczyciele akademiccy, którzy często zapominają, że nauczyciel nie jest wszechwiedzący. I że każdy, kto przychodzi na zajęcia, jest inną osobą, która przeżyła co innego, wie co innego, ma inne doświadczenia. Warto by było uczyć się współpracy. Aby wykładowca rozmawiał ze studentami, był ciekaw ich opinii na poruszane tematy. Problem polega na tym, że wielu ludzi blokuje się przed tym. To takie myślenie w stylu: „To, co ja myślę, jest dobre i oni się mają tego nauczyć, ale jednocześnie nie bardzo chcę uczyć się od innych”. A wystarczy żeby jedna, druga osoba spojrzała z innego punktu widzenia, przyjechała z innego miejsca, była inaczej wychowywana i już jakieś zagadnienie czy problem można by było rozwiązać, pójść do przodu. A tak? Każdy tylko przyjmuje dogmaty. W międzyczasie rodzą się pytania, na które student często nie dostaje odpowiedzi, a które można by było rozwiązać. W momencie, kiedy pojawiają się pytania, rozpoczyna się dyskusja, wówczas można dojść do jakichś wniosków. W przeciwnym razie, to nie jest nauka.
Pani celem jako wykładowcy jest edukacja z zakresu kształtowania środowiska pracy, bezpieczeństwa i higieny pracy, ale można wyczuć, że poprzez te zajęcia chce Pani uświadomić studentom coś więcej.
Wydaje mi się, że czasem warto jest powiedzieć coś więcej niż tylko to, co jest regułą, definicją. Chodzi o przedstawienie własnego punktu widzenia. Wtedy student, który tego słucha, może się zgadzać z tym co mówię, albo nie, ale zawsze wie, że ktoś inny tak myśli i to już jest coś innego niż sucha definicja podana z książki, którą każdy może przyjść i podyktować. Dlatego najważniejsza jest rozmowa. Człowiek uczy się przede wszystkim przez doświadczenie i poprzez rozmowy z innymi ludźmi. Wtedy ma możliwość usłyszeć inny punkt widzenia. Teoria teorią, ale najważniejsze jest działanie.
Studia to dla młodych ludzi czas, podejmowania decyzji, których konsekwencje mogą odbijać się czkawką przez resztę życia. A więc czy wybór kierunku studiów determinuje naszą przyszłość?
Różnie. Są tacy, którzy podjęli studia, bo rodzice chcieli, żeby poszli taką, a nie inną drogą. Czasem jest to realizacja marzeń rodziców, a czasem po prostu fajnie jest powiedzieć, że ma się w rodzinie lekarza czy prawnika. Jeżeli ktoś zdecyduje się na studia z tych względów to – jeżeli mu się to nie podoba – będzie nieszczęśliwy do końca życia, a tego nie zmieni. Są studenci, którzy nie wiedzą, co chcą w życiu robić, podejmują jakiś kierunek studiów, po czym okazuje się, że to nie jest to. I jeżeli taki człowiek ma w sobie trochę motywacji i wie, że chce robić coś innego, to na pewno znajdzie siły i pójdzie na dodatkowy kierunek, na dodatkowe kursy i tak czy inaczej będzie robić w życiu to, co będzie chciał. Najgorzej jest wtedy, kiedy sami nie wiemy, co chcemy robić, a ktoś nas do czegoś namawia. Dlatego też trzeba się zastanowić, dojrzeć do tego, żeby wiedzieć, co chce się w życiu robić.
Ludzie patrzą na innych przez pryzmat wykształcenia, zarabianych pieniędzy. Samemu trzeba cieszyć się z tego, co się ma…
Patrzeć na siebie, skupić się na sobie i swoim szczęściu…Tak się mówi. Ale często w kategoriach porażki postrzegane jest, że student rzuca studia na piątym roku. Z tym że ja wiem, że mogę je skończyć, ale nie chcę, bo czuję, że to mnie w ogóle nie interesuje i jednak wolę coś zmienić. I, niestety, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: „a, nie skończyła studiów, bo była za słaba. Nie dała rady”. A to nie zawsze tak jest. Dlatego nie powinniśmy kierować się tym, co ktoś mówi. W takich przypadkach powinniśmy patrzeć na wszystko przez pryzmat własnego spełnienia i szczęścia i nie brać zbytnio do siebie tego, co inni myślą.
Jakie są, Pani zdaniem, najczęstsze błędy myślowe młodych ludzi?
W kontekście tego, o czym rozmawiałyśmy wcześniej, to wydaje mi się, że starsze pokolenie, którego ja jestem przedstawicielką, miało łatwiej. Obecnie telewizja, Internet, skupienie się na wyglądzie, to wszystko sprawia, że człowiek ma jeszcze mniej do powiedzenia, niż miał do powiedzenia wcześniej. Kiedyś ludzie mieli jeden problem mniej – nie musieli nosić rozmiaru 34, mieć długich nóg i wyglądać wprost idealnie. Dlatego mogli po prostu zająć się realizowaniem swoich marzeń. Teraz natomiast, realizacja marzeń to przede wszystkim wygląd i cała ta otoczka, a później dopiero reszta. Najczęstsze błędy myślowe są chyba właśnie takie, że młodzi ludzie poddają się tej presji otoczenia jeszcze bardziej niż kiedyś. Teoretycznie jest wolność, a tak naprawdę młodzi ludzie są w tym wszystkim zniewoleni. Ta wolność tak naprawdę jest niewolą. Człowiekowi wydaje się, że jest wolny, bo może sobie zapalić, wszystko dookoła jest dostępne, może robić to, na co ma ochotę. A w tym wszystkim wyzbywa się tej wolności, bo zniewala go właśnie ten papieros, wódka, te wszelkie zabawy, które teraz temu wszystkiemu towarzyszą, wygląd… I to jest błąd. Coraz więcej mamy pokus i coraz trudniej jest być sobą.
Dodając zdjęcie na Facebooka czekamy, czy ktoś je polubi, skomentuje…
Tak. I to jest kolejny problem. Ludzie starają się pokazać z jak najlepszej strony po to, żeby stali się akceptowani w społeczeństwie. Dodając swoje zdjęcia czekają na pochlebne opinie, a jeśli tych opinii nie ma, to wtedy się tym przejmują. Przez to sami tracą swoją wolność – pytając i szukając akceptacji w taki sposób. A jeśli jej nie znajdują, to stają się coraz bardziej sfrustrowani i tracą czas. To jest najgorsze, co może być – władować się w machinę oceniania przez innych.
Gdyby miała Pani możliwość przekazu kilku słów młodym ludziom na całym świecie, którzy nierzadko pełni obaw wkraczają w dorosłe życie, jakie byłyby to słowa?
Być sobą. Przy czym nie należy mylić tego z byciem sobą w sensie „ja jestem sobą, bo ja lubię plunąć, uderzyć kogoś, bo ja taki jestem…”. To nie jest bycie sobą. Chodzi o to, żeby wygrzebać wszystko to, co jest w nas najlepsze, oczyścić się z wszelkiego zła. I nie bać się. Najważniejsze to robić to, co się czuje i żyć w zgodzie ze sobą. Najgorsze, że ludzie coraz częściej zaczynają myśleć, że nie opłaca się być uczciwym. Wyciągają wniosek, że nawet jeśli będą uczciwi, to i tak to nic nie da. Zaczynają postępować tak jak inni, naginając rzeczywistość, bo myślą, że inaczej się nie da. Przypomina mi się cytat z filmu "Dom": „Tak trzeba postępować, żeby inny przez Ciebie nie płakał”.
Dziękuję za rozmowę.
Autor: Wioleta Patyk