Dyktando uniwersyteckie 2014
Het nad horyzontem, ponad ledwo widocznym lasem, na wyłaniającym się z mlecznobiałej mgły, czarnosinym, srebrno iskrzącym się nieboskłonie, pojawiło się coś błyszczące niby gwiazda, niby planeta. Wychynęło nagle, ni stąd ni zowąd, spopod niewielkiej, skądinąd jednak nie całkiem małej chmury. Nie nazbyt duże toto było, ale i niezbyt małe, ni to się skrzyło, ni to jarzyło, raz na półtrzeciej sekundy z lekka pobłyskiwało jasnobłękitnozielonkawym dobrze widocznym światłem.
Dźwięk, a jakżeby, wydawało. Nie był to jednak, jak by się można było spodziewać, jakiś chrapliwie chrzęszczący hurkot ani charkot czy histeryczny chichot. Sponad lasu dobiegała wszechogarniająca, na wskroś przenikająca, zharmonizowana w tonacji C-dur, jakby kontraltem alboli też kontratenorem nie śpiewana, ale jak gdyby cicho nucona melodia.
Zrazu wydawać by się mogło, że to coś niezwyczajnego – nie byle jaka zwykła planetoida, ale nibygwiazda, quasi-gwiazda, kwazar co najmniej. Skądże by jednak taki obiekt w gminie Świdnica w powiecie zielonogórskim nad wilkanowskim lasem? Byłożby to UFO? pytali świdniczanie, obserwując toto z zadartymi wzwyż głowami.
Na koniec zszarzało i sczerniało, ściszony półdźwięk ćwierćgłosem wydało i hen na powrót chyżo uleciało, by gdzieś poza Układem Słonecznym na Drodze Mlecznej, we wszechświecie pełnym kwarków i kwazarów, czarnych dziur i białych karłów niepokoić już nie Ziemian, nie Marsjan i nie Wenusjan, ale najprzeróżniejszych kosmitów.
I jeszcze by mi wypadało wszystkich Państwa Ziemian: polonistów i niepolonistów, humanistów i niehumanistów, studentów i niestudentów przeprosić za nie całkiem mądry, ale chociaż – pozostaję z nadzieją – nie taki znów supertrudny tekst.
(Dyktando ułożył prof. Marian Bugajski).
Autor: kr