Pierwszy powakacyjny odcinek audycji był… powrotem do wakacji. Nie bez przyczyny, bo w tym czasie mieliśmy kilka ciekawych wydarzeń, które można powiązać z promowaniem wiedzy o polszczyźnie. Takie niewątpliwie były spotkania z Michałem Rusinkiem w bibliotece Norwida.
Wieloletni sekretarz polskiej poetki i noblistki, Wisławy Szymborskiej, odwiedził Zieloną Górę 12 lipca. Była to świetna okazja, by odkryć również jego własną twórczość.
Michał Rusinek jest autorem wielu książek na temat języka. Pisze je zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. W ten sposób upowszechnia np. wiedzę o retoryce, którą rozumie jako dziedzinę niezbędną do tego, abyśmy umieli ze sobą rozmawiać.
Z moją koleżanką, Anetą Załazińską, napisaliśmy najpierw podręcznik do retoryki dla dorosłych. Zresztą został on teraz wznowiony pod tytułem „Jak się dogadać?”. Ale zaczęliśmy się też zastanawiać: no dobrze, ale czy tylko dorosłym można o tym mówić? No przecież nie, przecież dzieci też ze sobą rozmawiają. Też powinny się nauczyć, jak przekonywać. Ba, one to umieją, tylko nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że gdyby coś poprawiły, to może coś bardziej skutecznego z tego wyjdzie. Nie lubię dawać wzorców zagranicznych, ale na przykład w kulturze amerykańskiej dzieci już w przedszkolu uczą się, jak argumentować. Jeżeli obejrzą film, przedstawienie albo przeczytają książkę i się im nie podoba, muszą powiedzieć, dlaczego się nie podoba.Michał Rusinek
Pisarz i literaturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego jest także tłumaczem. Zajmuje się przekładami książek dla dzieci. Przetłumaczył m.in. serię komiksów Charlesa Schulza „Fistaszki”, książki o Misiu Paddingtonie i powieść „Piotruś Pan i Wendy”.
Często klasyka literatury wymaga odświeżenia. Może pokażę to z drugiej strony: uważam, że arcydziełami polskiej literatury dla dzieci są wiersze Fredry. Natomiast gdybyśmy je teraz przeczytali dzieciom, trzeba byłoby wyjaśniać, o czym to jest. Ale wtedy to jest jak z opowiadaniem, dlaczego dowcip jest śmieszny – połowa albo trzy czwarte tego dowcipu znika. Zostałem poproszony na przykład o przetłumaczenie „Piotrusia Pana”, który był wielokrotnie tłumaczony na polski. Ostatnim razem bodajże w 1972 r. przez Macieja Słomczyńskiego. Ale od tego czasu wiele się zmieniło, także w języku, którym posługują się dzieci. Wiele określeń z przekładu Słomczyńskiego po prostu zalatuje archaizmami, więc trzeba je odświeżać. Literatura tłumaczona ma większe szanse przetrwać.Michał Rusinek
W audycji – również o tym, jakie spotkania autorskie są najbardziej wymagające dla pisarza i dlaczego warto obserwować „pypcie na języku”.
Polski na tapecie – audycja z 12.10.