Że mylili się ci, którzy po miałkiej „Alicji w Krainie Czarów” spisali reżysera na straty. Warunki miał idealne: ekranizacja opery mydlanej, z zakręconym, absurdalno-surrealistycznym klimatem i rewelacyjną obsadą. Wszystko tu jest nie tak: Depp gra jak za karę, fabuła wisi na włosku, a sam Burton skacze rozpaczliwie z kwiatka na kwiatek, byleby to wszystko nie rozleciało się na części pierwsze. Nie rozlatuje się, ale tylko dzięki temu, jak pięknie ten film wygląda oraz dzięki roli Evy Green. Nie działają ani zgrywy z telenowel, ani – zabawne tylko na początku – zderzenia końcówki XIX wieku z rokiem 1973. Dziwną drogę obrał Tim Burton pierwszą połową swojego życia przekonując wszystkich wokół o swojej nienormalności, zaś drugą udowadniając, że jest tak zwyczajny, że potrafi nawet kręcić nudne filmy jak każdy inny.
Autor: Michał Stachura