Istnieje teoria, według której tzw. supergrupy nie mogą nagrać dobrej płyty m.in. dlatego, że jest tam zbyt wielu wodzów w jednym plemienu. Przykład? Choćby Chickenfoot.. Jak ma się to do płyty Them Crooked Vultures? Nijak. Panowie nagrali godzinny album wypełniony świetnymi, rock’n’rollowymi piosenkami. Zero mizdrzenia się, żadnych ballad. Trudno w to uwierzyć, ale to, co słyszymy, to dokładne, perfekcyjnie wyważone skrzyżowanie tych trzech osobowości – wysoki wokal Homme’a i jego charakterystyczne partie gitar, melodyjny, roztańczony bas Jonesa i dudniąca perkusja Grohla.
Ta płyta nie ma słabych punktów. Każda kompozycja daje niesamowitego kopa, każda jest trochę inna, a jednak album jest spójny, spokojnie można tu mówić o narodzinach indywidualnego stylu formacji. Najmocniejsze punkty? „Elephants” z niesamowitym początkiem, zeppelinowskie „Scumbag” i roztańczone „Gunman”.
Oczywistym jest, że najwięcej tu Homme’a i z jego rodzimą formacją, Queens of the Stone Age będziemy mieć najwięcej skojarzeń. Nie do przecenienia jest wkład pozostałych muzyków. W czasach, gdy prawdziwe gitarowe granie znajduje się w impasie, otrzymujemy dawkę gniotącego, energetycznego, rozbujanego rock’n’rolla. Miejmy nadzieję, że ta płyta nie jest jednorazową przygodą muzyków i że doczekamy się następnych odsłon twórczości Them Crooked Vultures. Póki co cieszcie uszy i dajcie się porwać w podróż panom Homme’owi, Grohlowi i Jonesowi. Naprawdę warto!
2. Mind Eraser, No Chaser
3. New Fang
4. Dead End Friends
5. Elephants
6. Scumbag Blues
7. Bandoliers
8. Reptiles
9. Interlude with Ludes
10. Warsaw or the first Breath You Take After You Give Up
11. Caligulove
12. Gunman
13. Spinning in Daffodils
Autor: