Pierwsze numery to czysta esencja The Dead Weather – i to jaka! „Blue Blood Blues” to żwawy i dynamiczny kawałek. Ci, zaś którzy złośliwie stwierdzą, że zespół niczym ich nie zaskoczył, niech słuchają dalej, bowiem krążek z każdą minutą zmienia swoją formułę, prezentując coraz bardziej urozmaiconą muzykę. I tak oto w „The Difference Between Us” usłyszymy dźwięki przypominające starą konsolę pegasusa, które w połączeniu z bluesowo – rockową wiązanką riffów i głosem Alison Mosshart dają piorunujący efekt. „I Can’t Hear You” mimo powolnego i ociężałego rytmu zachwyca przedziwnym tanecznym krokiem. Natomiast „Gasoline” jest chyba najbardziej spontanicznym utworem jaki do tej pory skomponowali – brzmi jak pokręcona koncertowa improwizacja. Z kolei trzy ostatnie numery totalnie różnią się od tego z czym zetknąłem się do tej pory.
Choć płyta jest krótka, nie ma powodu do narzekań. To co zostało nagrane śmiało przekracza granice zakreślone na „Horehound”. Płyta brzmi jak owoc nocnych sesji, podczas których jam session nie było jedyną rozrywką muzyków. Słuchanie tej płyty jest świetną zabawą, która się nie dłuży się ani przez chwilę. Teraz można się już tylko spierać o to czy płyta jest równie dobra jak swoja poprzedniczka czy też może doskonalsza. Czyż nie mogło być lepiej?
The Dead Weather
„Sea of Cowards”
Autor: Konrad Zawiślak