Z faktem występowania debili używających motocykli jako „zabawki do sportu ekstremalnego” nie będę za wiele polemizował. Tacy są, byli zawsze i pewnie będą. Podobnie jak łysi i dresiarze w beemkach, brawurowo zasuwający przez osiedla z piskiem opon, psując jednocześnie renomę tej pięknej bawarskiej marki. Jak mawiał mój profesor, „odsetek idiotów w każdym społeczeństwie jest taki sam”.
Wracając do chwytliwego hasła, okazało się ono znowu wodą na młyn całej rzeszy warzyw siedzących przed komputerami w różnych redakcjach czwartej władzy. Nie można tego inaczej nazwać. Niestety, maksyma „Good news = bad news!” powoduje, że nie można kolo akcji policji przejść spokojnie. I znów, co biorę do ręki gazetę, to czytam jak to źli motocykliści gnają 300km/h środkiem miasta (złośliwi dodają „i lecąc na jednym kole gwałcą babcie przechodzące przez pasy”).
Czasem któreś dziennikarskie warzywko skala się drobnym zdaniem, że oczywiście nie wszyscy są tacy, po czym od razu wraca do wstrząsających danych, ile to mocyklistów brało udział w wypadkach. Na sprostowanie, że za 90% tych wypadków winę ponosi kierowca samochodu – nie doda już żaden. No bo jak to będzie wyglądać? Gdzie tu ten BAD NEWS? „Jeszcze się do mnie przyczepią, jeżdżę samochodem przecież” – myśli dziennikarskie warzywko.
Często pojawia się też warzywkowe rżnięcie głupa, czyli: „ja nie rozumiem, czemu motocykliści, ci prawdziwi, czemu się tak oburzają”. Cóż, za trudno im zrozumieć, że na samo hasło kampanii może i nie trzeba się obrażać, ale na wrzucanie przez dziennikarskich buraków do jednego wora z napisem „UWAGA WARIAT!” kilkudziesięciu tysięcy użytkowników dróg – reagować trzeba. Bo przez takie szczypiory 95% ogółu motocyklistów wciąż musi zdrapywać łatkę „dawca” ze swojego dobrego imienia. Ale oczywiście, moi drodzy koledzy i koleżanki, redaktorzy – ja nie mówię tutaj przecież o wszystkich dziennikarzach… 😉
Autor: MooNeR