Myli się jednak ten, kto zakłada, że dla świętego spokoju znajdzie sobie ciepłą posadkę, na której będzie spokojnym gryzipiórkiem i życie przeleci mu w sielance. Okazuje się , że samo życie potrafi nieraz dać tak w kość, że zaczynamy rozglądać się za ziołowymi herbatkami. I każdy z Was prędzej czy później się o tym przekona. Choć od opuszczenia mateczki polibudy minęło już mi prawie trzy lata, to mój start w życie przypomina wznoszenie czterdziestoletniego radzieckiego samolotu w trakcie burzy. Ostatnimi czasy postanowiłem sprawić sobie własny kąt, co samo w sobie wymaga osobnego poematu, a dotychczas dało mi kolejne siwki na mojej wciąż – jak sobie wmawiam – młodej głowie. Telefony, zaświadczenia, papierki, procenty, raty, spready, umowy, klauzule – widzę je w dzień, widzę we śnie. Uśmiechnięci doradcy, ukryte koszty, chora cena dobrej lodówki…
Po co ja o tym piszę? Pisze o tym by Was moi drodzy zachęcić do działania. Jak najszybciej, w jak najmłodszym wieku. Nie wypychajcie kolegi/koleżanki na przewodniczącego, lecz sami garnijcie się do wszelkich dodatkowych odpowiedzialności. Koła studenckie, przedsięwzięcia i projekty artystyczne czy naukowe – wszystko, co może Was przyprawić o niewielki, pozytywny stres i nauczyć Was sobie z nim radzić. Dzięki temu po starcie w życie nie rozbijecie się przy pierwszej burzy. Wejdziecie w rutynę, która pozwoli wam pewnie brnąć w kolejne przygody.
Autor: Mooner