Nieważne. Nevermind – mogę zarzucić po angielsku, ale powiem, że zarzucam po amerykańsku, bo to brzmi lepiej. Jak kto woli. Bo może sobie na luzie woleć, skoro i tak nie wie, o co chodzi. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę.
Kasę, którą chciałoby się móc dzielić. Kiedy nawet nie ma co do czego składać. A i tak każdy próbuje się czegokolwiek doliczyć. Grosza. I później grosz do grosza. Wszystko się kręci wokół matmy. Której niby nikt nie ogarnia. Trudno ogarniać, kiedy w zadaniu wychodzi siedem liczb po przecinku. I nagle nie wyobrażasz sobie swojej miny, gdy musisz tę sumę zapłacić. Polska. Polska matma plus szybkie rozumowanie. Kartą, poproszę. Gorzej, gdy nie można. Taki tam owad.
Odejmujesz, mnożysz, dzielisz, dodajesz. W międzyczasie narzekasz na skomplikowanie ułamków, wolałbyś, żeby ich nie było. A potem szukasz drugiej połówki. Tej wcześniej wyeliminowanej. Tej wcześniej odjętej, usuniętej. Koniec. Zapomniałam. Końca tutaj nie ma, jest nieskończoność.
Ciągle otaczają mnie liczby. Numerologiczny labirynt. Wyślij sms-a o treści 1236 na numer 6. Eh. Prowadzący się pomylił. Wybaczam. Nie ma innej opcji – nie znalazłam innego rozwiązania.
Tymczasem x należy do zbioru pustego, bo dowiedział się, jakie jest zajęcie poniedziałku. Takie, że zajmuje 1/7 naszego życia. Niby nie trudno policzyć, ale przecież nie wiesz. Bo siódemka to szczęście, szczęściem jest siedem. Przez milion wróżek powtórzywszy, mam ochotę wziąć trzynastkę pod pachę. I wyjść.
Tymczasem x należy do zbioru pustego, bo dowiedział się, jakie jest zajęcie poniedziałku. Takie, że zajmuje 1/7 naszego życia. Niby nie trudno policzyć, ale przecież nie wiesz. Bo siódemka to szczęście, szczęściem jest siedem. Przez milion wróżek powtórzywszy, mam ochotę wziąć trzynastkę pod pachę. I wyjść.
Wróciłam. Ślizgałam się po trójkątnej paraboli. Pozdrowiłam parę logarytmów. I wylądowałam gdzieś pod pierwiastkiem. Nieobliczalnie. Jak całe życie. Jeden wielki układ współrzędnych. I te ciągłe (po)równania. Nie lubię liczyć, bo niby można tylko na siebie. Wolę odliczać na przykład. Trzy, dwa, raz, raz, raz… Odcinam numerki na niewidzialnej tasiemce. Prawie wakacje! Już prawie wolne!
Oby się nie przeliczyć.
Autor: Karina Ostapiuk