Jeden krok dzieli zielonogórskich koszykarzy od dalszej gry w Lidze Mistrzów. To niewiele, zważywszy na to, że wcześniej Stelmet Enea wygrywał cztery mecze z rzędu z nastawieniem, że każdy miał status “być albo nie być”.
Dzisiaj, na ostatniej prostej tej batalii czeka we własnej hali CEZ Nymburk. Rywal jest najbliższy pod względem odległości, bo oddalony o 250 km od Winnego Grodu. Dystans i stawka sprawiły, że zielonogórscy koszykarze będą mieli za sobą wsparcie biało-zielonych fanów. Ci wierzą w swoich ulubieńców, a sami zawodnicy? Podobnie jak trener Andrej Urlep o rywalu wiedzą wszystko.
By w Nymburku grać o stawkę Stelmet przebył prawdziwy koszykarski maraton. Najpierw wygrał u siebie z Besiktasem Sompo Japan Stambuł, a następnie we Włoszech z Sidigasem Avellino. Później dołożył jeszcze dwa zwycięstwa w hali CRS: nad Ostendą i Nanterre. To wszystko sprawiło, że zielonogórzanie dziś zależą tylko od siebie. Chyba, że w Czechach przegrają. Wtedy muszą oglądać się na Włochów, którzy o tej samej porze będą grali w Bonn z Telekomem Baskets.
Gdyby Stelmet przegrał i Sidigas Avellino odniósł zwycięstwo, wówczas zielonogórzanie zagrają w europejskich pucharach, ale w niższych rangą FIBA Europe Cup. Początek meczu w Czechach o 18:30. W pierwszym meczu obu drużyn w Zielonej Górze Stelmet przegrał 82:88.