Derby z odwiecznym rywalem na plus.
Do Zielonej Góry przyjechał PGE Turów Zgorzelec, który mimo odległego miejsca w tabeli zapewnił kibicom wyśmienite widowisko. Gospodarze budzili się długo ale końcówka w ich wykonaniu była piorunująca.
Stelmet rozpoczął spotkanie w stylu, do jakiego zdążył już przyzwyczaić kibiców w tym sezonie. Kilka pierwszych akcji i trzeba było gonić przeciwnika. Turów zaś grał swoje, szybko i co najważniejsze skutecznie. Po pierwszych dziesięciu minutach goście wygrywali 22:18. W drugiej kwarcie długo trwała zacięta walka kosz za kosz. Publiczność poderwał Filip Matczak, który w dwóch akcjach zdobył 5 oczek. W 16 minucie gospodarze wyszli na prowadzenie i to bardzo rozwścieczyło przyjezdnych. Kilka celnych trójek z rzędu i po 20 minutach Turów wygrywał już 48:39.
Po zmianie stron kibice zobaczyli zupełnie inną ekipę trenera Gronka. Zmotywowani, agresywni a przede wszystkim skuteczni. Szybki run 8:0 i to goście stracili wypracowaną przewagę.. Stelmet pewnie wygrał trzecią kwartę 28:13 i wysunął się na nieznaczne prowadzenie.
Końcówka to już koncertowa gra mistrzów Polski, którzy ani na chwilę nie dali przyjezdnym nadziei na korzystny wynik w hali CRS.
Mathias Fischer – trener PGE Turowa Zgorzelec
relacja: Łukasz Ostrowski