Pierwsze punkty w meczu zdobył Adam Hrycaniuk, szybko celną trójkę doruciłł Zamojski, a dobił Hosley i tak zrobiło się 9:0 dla Stelmetu. Trener Rosy od razu wziął czas, bo drużynie o której mówiło się, że ma najlepszą obronę w lidze nie przystaje tak wchodzić w spotkanie.
Przyjezdni pierwsze 2 punkty zdobyli dopiero w 6 minucie meczu, Stelmet miał już ich 14. Na dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty trener gości musiał brać już drugą przerwę, gdyż jego podopieczni przegrywali… 20:2.
Na drugą kwartę miejscowi wchodzili z wynikiem 24:8 i dobrym nastawieniem na dalszą część spotkania. Jednak to zawodnicy Rosy wyglądali na bardziej zmotywowanych. Werwy wystarczyło im jednak tylko na trzy minuty, gdyż po tym czasie to Stelmet znowu zaczął grać swoje i miał już wynik 30:12. Gra jednych i drugich była bardzo zaciekła, ale to goście przed drugą połową mieli duży problem.
Trzecia kwarta rozpoczęła się od szybkiego 5:0 dla gospodarzy, ale goście dalej się nie poddawali.
Czas mijał, a Stelmet zaczął łapać lekką zadyszkę, 6 z rzędu dla gości zdobył John Turek, jednak Aaron Cel serią 8 punktów w trzech rzutach pozwolił uciec gospodarzom na spokojne 21 punktowe prowadzenie.
Gości należy pochwalić za walkę do samego końca mimo dużej przewagi Stelmetu. Do ostatnich sekund nie oddawali ani centymetra parkietu za darmo. Warto dodać, że do Zielonej Góry przyjechał stary znajomy z brązowej drużyny Zastalu Uros Mirkovic, który zagrał dobry mecz i zdobył 11 punktów, 6 zbiórek i 3 asysty.
Stelmet Zielona Góra – Rosa Radom 73-59 (24-8, 12-13, 22-16, 15-22)
Autor: Łukasz Ostrowski