Tylu zwrotów akcji w jednym meczu jeszcze w tym sezonie nie było. III-ligowy Falubaz pokonał Lechię Dzierżoniów 4:3. Bramkę na wagę 3 punktów zdobył niemal równo z końcowym gwizdkiem Wojciech Okińczyc.
Strzelanie rozpoczął w 23. minucie Szymon Kobusiński, który zamknął akcję z prawej strony boiska. Chwilę później powinno być 2:0 dla Falubazu, ale strzał Przemysława Mycana o centymetry minął słupek bramki gości. 5 minut później Falubaz cieszył się z drugiego gola. Świetnie podanie od Sebastiana Górskiego wykorzystał Okińczyc, który lekko, technicznie przelobował bramkarza Lechii, będąc w sytuacji sam na sam. Mecz pod kontrolą? Nic z tych rzeczy. Wszystko wymknęło się spod kontroli niemal po chwili. Falubaz stracił dwie bramki w minutę. Zielonogórzanie popełnili koszmarne błędy w defensywie, które skutkowały bramkami w 40 i 41. min. odpowiednio Damiana Niedojada i Macieja Buryło.
Falubaz wściekły schodził do szatni, a po przerwie Buryło po raz drugi pokonał Łukasza Budzyńskiego. Gdy wydawało się, że komplet punktów pojedzie do Dzierżoniowa, bo goście mieli kolejne szanse, by prowadzenie podwyższyć, wówczas znów “odwinęli” się gospodarze. I to dwukrotnie! W 85. min. bramkę wyrównującą świetnym uderzeniem głową zdobył Łukasz Wasiak, a piłkę meczową już w doliczonym czasie gry wykończył “Oki”.
Andrzej Sawicki (trener Falubazu) – Tak szalonego meczu bardzo dawno nie widziałem. Po sześciu fajnych spotkaniach, na dobrym poziomie, które były bez punktów, dziś po słabym meczu wygrywamy. Paradoks piłki. Mieliśmy słaby początek, od dwudziestej minuty zaczęliśmy dobrze grać. Strzelamy bramki, po czym w minutę tracimy dwie. W szatni wrze. Druga połowa to już szaleństwo. (…) Skończyło się to happy endem, ale to nie jest to. (…) My podświadomie wiemy, że szanse są nikłe, ale chcemy grać i wygrywać do końca.