Bogdan ma już dość bycia pospolitą dżdżownicą. Nudzi go praca w korporacji, więc zbiera ekipę największych tandeciarzy w okolicy i rozpoczyna karierę króla disco. Niestety, z racji na totalny brak szacunku dla swojego gatunku, biedny Bogdan na każdym kroku musi zwalczać przeszkody. A to organizator konkursu muzycznego chce zablokować występ Disco Robaczków, a to własna matka poleca, aby „wziąć się do normalnej i uczciwej pracy”. Zresztą szefostwo w tej słynnej „normalnej i uczciwej pracy” nie pała specjalną miłością do disco. Widać, nie tylko początkujące gwiazdy rocka mają pod górkę.
Animacja zapowiadana jako oryginalna i nowatorska wygląda po prostu ubogo i tandetnie. Twórcy kompletnie olali tła i generalnie dalsze plany. Tak sobie wypadł dubbing, choć to bardziej kwestia kiepskich dialogów. Kilka udanych zabaw słowem, jak „The Dżdżonas Brothers” czy „sesja dla Playbłota” to zdecydowanie za mało jak na komedię. Żartów sytuacyjnych też jak na lekarstwo. Fakt, jest zatwardziały metalowiec-pozer Nerwal, jest też bezlitosna zdziera z „Y.M.C.A”, ale to wszystko.
Mimo wszystko trudno rozpatrywać „Disco Robaczki” w kategoriach spektakularnej wtopy. Film broni się dzięki fenomenalnej muzyce. Oldskulowe disco z solidnym funkowym podbiciem sprawia, że mimowolnie będziecie na tym filmie tupać nóżką. Agnieszka Chylińska śpiewająca „robaczkową” wersję klasyka Glorii Gaynor „I Wil Survive” po prostu wgniata w fotel. Widać, że coraz lepiej czuje się w tanecznej estetyce. Jeśli więc nastawicie się wyłącznie na odbiór piosenek, jest szansa, że nie wyjdziecie z kina przed końcem filmu.
” target=”_blank”>embed>
Autor: ed