Brazylia 1:1 Chile (karne 3 – 2)
Brazylia to jeden z tych zespołów, które, mimo że wygrały niemal wszystkie mecze, rozczarowują. Walczący o tytuł najlepszego strzelca turnieju Neymar uaktywnia się tylko na momenty, choć trzeba przyznać, że są to momenty decydujące. Chile podeszło do tego spotkania bez żadnych kompleksów. Kiedy canarinhos otworzyli wynik w 18. minucie, Alexis Sanchez już kilkanaście minut później doprowadził do wyrównania. Następnieprzez długie minuty mogło się wydawać, że będziemy świadkami niespdzianki i Brazylia wyląduje pozaburtą mistrzostw świata. Tak się jednak nie stało, a o awansie zadecydowały karne. Może Chilijczykom zabrakło trochę doświadczenia, może trochę zimnej głowy… Na pewno nie zabrakło im woli walki, za którą należy się najwyższy szacunek.
Mecz, który jest absolutnym zaprzeczeniem tezy, jakoby jeden zawodnik nie wygrywał meczu. Urugwaj osłabiony wygryzionym Suarezem próbował podjąć rękawicę rzuconą przez Kolumbię, ale bezskutecznie. Nie pomógł Forlan, który formę sprzed lat schował między bajki, ani Cavani będący cieniem samego siebie. O pierwszej połowie kibice chcą jak najszybciej zapomnieć. O drugiej chcieliby piłkarze z Urugwaju. To wtedy ostatecznie runęły marzenia o ćwierćfinale. Wszystkiemu winny był James Rodriguez, który dwukrotnie wypunktował przeciwników, zapisując pięć trafień w Brazylii i dając wyraźny znak, że tytuł Króla Strzelców należy się właśnie jemu. Urugwaj dostał skierowanie do stomatologa, a Kolumbia ostrzy kły na Brazylię.
To miał być mecz z wielkimi emocjami. Zamiast tego była wysoka temperatura i piekielnie nudna pierwsza połowa. Holandia wyraźnie zmęczona grupowymi zmaganiami, nie miała pomysłu na Meksyk. Z kolei ekipa El Tri mimo kilku składnych akcji, raziła nieskutecznością. Ożywienie przyszło z golem Dos Santosa. Od razu o grze w piłkę przypomnieli sobie Oranje, ale remis nie przychodził. W 88. minucie meczu trener Meksyku już rozpisywał taktykę na ćwierćfinał. Jego plany pokrzyżował Snejder, który huknął sprzed pola karnego aż miło. Jeszcze ciekawiej zrobiło się w 90. minucie, kiedy karnego (dwóch poprzednich nikt nie chciał mu uznać) doczekał się Arjen Robben. Do piłki podszedł Huntelaar, a Meksyk utonął we łzach.
Kostaryka 1:1 Grecja (karne 5:3)
Najczarniejsza ze wszystkich czarnych koni ekipa Kostaryki miała teoretycznie łatwe zadanie. Po bojach z Anglią, Urugwajem i Włochami Grecja wydawała się spacerkiem. Coś się jednak z Los Ticos niedobrego porobiło. Mieszanka strachu i zdziwienia, że zaszli tak daleko, wprawiła ich i kibiców w sporą senność. W efekcie dostaliśmy jedno z nudniejszych spotkań w tej fazie rozgrywek. Nawet bramka Bryana Ruiza była bodaj najmniej efektowną w historii futballu. Grecy zrobili to, co potrafią najlepiej – wyczekali i strzelili z kontry. Potem były karne, zero emocji i „nuda panie, nic się nie dzieje”. Kiedy pół świata przebudziło się ze snu, mecz przeszedł do historii, a Kostaryka do ćwierćfinałów.
Podczas tych mistrzostw nie można mówić o jednym czarnym koniu. Może Nigeryjczycy nie walczyli tak zacięcie, jak drużyny z Algierii czy, na wcześniejszych etapach, Ghany, ale to, co wyczyniał ich bramkarz, długo jeszcze będzie śnić się po nocach Francuzom. Imponująca dyspozycja fizyczna to jednak za mało i mimo paru okazji do strzelenia bramki, Nigeria w ostatnich 10 minutach regulaminowego czasu gry aż dwukrotnie (po golach Pogby i samobójczej Yobo) wyciągała piłkę z siatki. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że piłkę z Afryki ogląda się świetnie i za cztery lata w Rosji oczekiwania będą dużo większe.
O tym, że w piłkę nożną grają wszyscy, a wygrywają Niemcy, miała okazję przekonać się Algieria. Wzgardzeni przez speców od futbolu, którzy określali drużynę jako skazaną na pożarcie młodzieżówkę Francji, Afrykanie nie byli dla naszych zachodnich sąsiadów łatwą zdobyczą. Bez kompleksów podeszli do utytułowanych rywali i można śmiało powiedzieć, że gdyby nie obstawiający każdą możliwą pozycję w linii obrony Neuer, moglibyśmy mieć do czynienia z niespodzianką. Ostatecznie jednak Niemcy zrobili swoje i w pierwszej oraz ostatniej minucie dogrywki zdobyli dwie bramki na wagę awansu. O strzelonej w ostatnich chwilach meczu bramce kontaktowej Algieria może myśleć tylko w kategoriach (marnego) pocieszenia.
Prawda zawarta w tym meczu jest taka, że żadna z drużyn na zwycięstwo nie zasłużyła. Obie ekipy grały brzydko, nieskutecznie i bez polotu. Niby strzałów było sporo (28:14), ktoś próbował szarpać, ale emocji jak na lekarstwo. Messi w podziękowaniu za niezłą grę w fazie grupowej doczekał się trzech psychofanów ze Szwajcarii, którzy neutralizowali jego strzeleckie zapędy. Na bramkę czekaliśmy 118 minut, kiedy pierwszy precyzyjny strzał oddał Di Maria (dla jasności: nieprecyzyjnych było z 15). Z drugiej strony Shaqiri bardzo się starał, ale jeszcze bardziej mu nie wychodziło. Sama Szwajcaria pokazała, że neutralność leży w jej naturze i na wszelki wypadek przegrali. Argentyna, jak to ma w zwyczaju, bez błysku prześlizgnęła się dalej. O tym jak długo można w tym ślizgu trwać, zadecyduje Belgia, która czeka na nich w ćwierćfinale.
Media w USA już ochrzciły swojego bramkarza ministrem obrony narodowej. Mało kto spodziewał się, że to spotkanie przyćmi takie hity, jak choćby mecz Argentyny. Napierający Belgowie i ambitni Amerykanie zaserwowali nam wspaniały spektakl, którego finał był kwestią otwartą do ostatnich sekund. Ponad trzydzieści strzałów nie skruszyło twierdzy Tima Howarda (Europejczycy razem oddali ich 37), jednak w końcu musiał skapitulować. Wtedy jednak, przy wyniku 2:0, podopieczni Klinsmana odpowiedzieli bramką, przez co końcowe chwile dogrywki oferowały więcej emocji, niż niejedno mundialowe spotkanie. Nie można też zapomnież o rzucie wolnym, po którym wszystko mogło (powinno?) potoczyć się inaczej:
Poniżej zamieszczamy rozpiskę par ćwierćfinałowych:
Francja – Niemcy – 4 lipca, transmisja o godz. 18:00 na TVP 2.
Brazylia – Kolumbia – 4 lipca, transmisja o godz. 22:00 na TVP 1.
Argentyna – Belgia – 5 lipca, transmisja o godz. 18:00 na TVP 2.
Holandia – Kostaryka – 5 lipca, transmisja o godz. 22:00 na TVP 1.
Autor: Paweł Hekman, Michał Stachura