Poznaliśmy zwycięzców uniwersyteckiego dyktanda i pierwsze opinie ekspertów. Jak we własnym odczuciu poradzili sobie uczestnicy i dlaczego podczas takich konkursów przypominają się im szkolne czasy? O tym w kolejnym odcinku audycji.
Zainteresowanie udziałem w dyktandach to dowód, że poprawność językowa w piśmie nie odchodzi do lamusa. Choć napisanie tekstu pełnego ortograficznych pułapek wymaga dużej wiedzy i refleksu, zielonogórzanie chętnie podjęli to wyzwanie.
– Takiego dyktanda jak dzisiaj jeszcze nie pisałem. Dość wysoki poziom. Największy problem był z wyrazami typu „nie” – osobno czy razem. Przyszedłem bez przygotowania, na żywioł.
– Nie było zbyt trudne, ale trzeba było się skupić, bo jednak było nagromadzenie połówek (wyrazów z cząstką „pół-” – przyp. red.).
– Najbardziej zdziwiło mnie tempo dyktanda. Może najtrudniejsze ono nie było, ale wiadomo, przy każdym słowie trzeba się zastanawiać. Gdy to idzie szybkością błyskawicy, jest to jednak trudne.
Dla wielu dyktando uniwersyteckie było też okazją do przypomnienia reguł znanych ze szkoły. Dziś mało słyszymy o tej formie sprawdzania wiedzy. Być może dlatego, że zmienił się program nauczania – twierdzi prof. Magdalena Steciąg z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Wypowiedź wykładowczyni, a także fragment jubileuszowego dyktanda „Złap byki za rogi” – w całości audycji. Materiały przygotował Mateusz Kasperczyk.
Polski na tapecie – audycja z 12.05.