Sympatycy żółto-biało-zielonych z pewnym niepokojem (to już prawie normalne) podchodzili do spotkania z aktualnymi Mistrzami Polski. Ekipa Marka Cieślaka nie uległa zimą znaczącym roszadom, jedynie lider Greg Hancock musiał opuścić zespół – w myśl przepisów regulujących KSM drużyny. W miejsce Amerykanina ściągnięto Artema Łagutę, z którym szkoleniowiec wiązał duże nadzieje. Transfer ów śmiało można uznać za strzał w dziesiątkę – Rosjanin w tym sezonie jest prawdziwym motorem napędowym tarnowian, zdołał już nawet zdobyć kilka kompletów. Oliwy do ognia dolewał Marek Cieślak, mówiący o apetytach na 2 punkty.
Zaś zielonogórzanie – wciąż byli na swoistej sinusoidzie. Nastroje po przegranych derbach nie były jednak złe, panowało pełne skupienie i mobilizacja. Na przedmeczowej próbie toru imponować mógł właśnie rzeczony Artem, który był szybki, i widać było, że warunki torowe mu odpowiadają. dobre wrażenie na tej próbie zrobili też Janusz Kołodziej (ze strony gości) i Jarosław Hampel (jako jedyny ze strony gospodarzy). Krótko potem zaczął się ten jakże ważny dla obydwu ekip mecz.
Zawodnicy Unii zaczęli z wysokiego C – para Janowski-Madsen przywiozła za swoimi plecami Szwedów Stelmetu Falubazu. O ile zerówka Davidssona była niejako w ten bieg wkalkulowana, o tyle smutnym zaskoczeniem był trzeci w inauguracyjnym wyścigu Jonsson. Zielonogórscy juniorzy szybko jednak zrispostowali, odpłacając pięknym za nadobne, doprowadzając do stanu 6:6.
Rafał Dobrucki (trener Stelmetu Falubazu Zielona Góra)
W następnym wyścigu kapitalną postawa wykazał się Kapitan – przywiózł za sobą Artema Łagutę, który cały bieg był jak cień Protasiewicza. W kolejnej gonitwie fantastyczną walkę o 2 punkty stoczył Dudek z Kołodziejem, z której zwycięsko wyszedł nasz młodzieżowiec. A jako że pierwszy do mety dojechał Hampel, była to podwójna wygrana – po pierwszej serii startów Stelmet Falubaz prowadził z Unią Tarnów 15:9.
Jarosław Hampel (Stelmet Falubaz Zielona Góra)
Później zawodnicy z Grodu Bachusa tylko powiększali przewagę, sporadycznie swoje trzy grosze wtrącali goście. Po 10 biegach żółto-biało-zieloni mieli 12 punktów przewagi – wydawać się mogło, że jest po meczu. Tarnowianie jednak przeżyli chwilowe odrodzenie, wygrywając podwójnie bieg jedenasty, zostawiając w pokonanym polu chociażby Hampela.
W kolejnej gonitwie sporo kontrowersji wywołał upadek Gomólskiego i jego konsekwencje – wykluczenie Protasiewicza.
Robert Dowhan o decyzji sędziego
Nad gospodarzami zawisło wówczas widmo przegrania kolejnego wyścigu podwójnie – wówczas przewaga zmalałaby do zaledwie 4 punktów. Jednak osamotniony Adamczewski wybornie ruszył spod taśmy, długo broniąc się przed Janowskim. Ostatecznie obronił 2 punkty, bardzo ważne dla niego punkty. To biegowe zwycięstwo było ostatnim akordem Jaskółek – ostanie trzy gonitwy kończyły się dubletami zielonogórzan, a każda z nich została rozegrana w iście wyśmienity sposób. W ciągu kilku chwil z 39:33 zrobiło się 54:36…
Tarnowianie mieli poważne dziury w składzie – Vaculika i Kołodzieja stać na pewno na znacznie lepszy wynik, a tymczasem uzbierali oni razem (!) marne 3 oczka.
Marek Cieślak (trener Unii Tarnów)
Dobrze zaprezentował się Łaguta, który niestety w biegach nominowanych nie miał nic do powiedzenia, oraz Janowski – on jednak nie zdobył punktów w tychże biegach. Ze strony gospodarzy na pochwałę zasługują wszyscy bez wyjątku – Jonsson, pomimo delikatnych problemów, w dalszej fazie zawodów bardzo cieszył oko i był skuteczny, Protasiewicz – choć dorobek tego nie ukazuje – też ma za sobą bardzo udany występ, a miałby na pewno więcej punktów gdyby nie owo wykluczenie… Hampel nie zawiódł, po kilka oczek dorzucili Jabłoński i Davidsson, prezentujący dużą waleczność, Dudek również był niezwykle skuteczny.
Bardzo optymistycznie informacją jest jednak wynik Adamczewskiego, który był dziś innym zawodnikiem niż dotychczas, lepszym – cenne 5 punktów. Stelmet Falubaz ma więc wcale przyzwoita zaliczkę przed runda rewanżową – druzyna z Grodu Bachusa uda się do Tarnowa już 2 czerwca. przedtem jednak ma przed sobą zaległe spotkanie drugiej rundy – z rzeszowska stalą. Emocji nie powinno zabraknąć…
Autor: Marcin Pakulski