“Tajemnice Joan” – film brytyjski, a więc taki, gdzie liczy się fabuła, a nie komputerowe fajerwerki. Od razu powiem – dla mnie bardzo dobry!
Starsza pani, wdowa prowadzi spokojne życie emerytki. Podlewa kwiatki, sprząta mieszkanie, czyta. Pewnego dnia przy kawie znajduje w gazecie tekst o tajemniczej śmierci Ministra Spraw Zagranicznych, a chwilę potem do drzwi dzwonią agencji MI-6 i oznajmiają kobiecie, iż jest aresztowana pod zarzutem szpiegostwa.
Starszą pani gra znakomita Judi Dench i już od pierwszych chwil wciąga nas w swoje życie. Nie słowami, a mimiką, blaskiem (lub jego brakiem) oczu, oszczędnym, ale jakże wymownym gestem. Już w momencie, kiedy czyta tekst o śmierci ministra, wiemy, iż nie jest dla niej to tekst obojętny a potem… jest tylko lepiej.
Cały film to przeplatające się sceny przesłuchań Joan Stanley i retrospektywy wydarzeń z jej młodości.
To popis gry aktorskiej Judi Denth i grającej młodą Joan Sophie Coocson. Młoda aktorka dorównuje kunsztem aktorskim wielkiej Judi. Znakomicie gra zakochaną, początkowo naiwną a potem mającą swoje motywacje dziewczyną. Partneruje im znakomicie Tom Hugnes jako wielka miłość młodej Joan i niemniej intrygująca Tereza Srbova jako jej przyjaciółka.
Film, oparty na faktach, choć będący dość swobodną ich adaptacją, opowiada o brytyjskiej siatce KGB i o tym, jak Rosjanie próbowali wykraść tajemnice brytyjskiej bomby atomowej. Akcja toczy się bez specjalnego pośpiechu, ale ani na moment nie odczuwamy nudy, czekając z niecierpliwością na jej dalszy ciąg. Kiedy bowiem wydaje się, że Joan nie ma już nic do ukrycia i Judi Dench całą sobą przekonuje nas, że tak jest, to agenci MI-6 wyciągają kolejny papier z archiwum Mitrochina i okazuje się, że starsza pani jeszcze nie wszystko nam opowiedziała.
Nie chcę spoilerować, więc tylko napiszę, iż moim zdaniem film jest dobry, wart bez wątpienia dwóch godzin w kinie. A jeszcze po wyjściu długo nurtować będzie Was pytanie – „a co, jeśli Joan Stanley miała rację?”.
Autor: Andrzej Brachmański