Pamiętacie swój pierwszy wiersz?
R.C.: Pamiętam swoje pierwsze próby literackie jako całość. Myślę, że wszyscy, którzy chcą tworzyć cokolwiek, zwłaszcza w młodym wieku, zaczynają od dość ogólnej tematyki, często raczej pesymistycznej: problemów miłości, smutku, życia i śmierci. Ze mną było podobnie, a może nadal jest.
J.M.: Jakkolwiek sentymentalnie i cukierkowo to zabrzmi, mój pierwszy wiersz był walentynką. Skierowany był do kobiety – wtedy niedostępnej; traktował o miłości, zawierał wiele pytań o najwyższe uczucia, o życie. Stał się zaczątkiem – jak się później okazało – twórczości licealnej, bo był to właśnie okres szkoły średniej. „Wszystkie kolory zachwytu” to skutek tamtej walentynki. Choć pewnie za główny początek tomiku należy jednak uznać TO uczucie i ówczesny stan ducha.
Wasz pierwszy tomik zatytułowaliście „Wszystkie kolory zachwytu”, a to także tytuł wiersza skierowanego do kobiety… Płeć piękna to Wasza główna inspiracja?
J.M.: Zdecydowanie nie. Wgłębiając się bardziej w nasze utwory, można stwierdzić, iż są pogrupowane w pewien sposób, choć granica jest (i taki był zamiar) bardzo prowizoryczna i płynna. Oczywiście, znajdują się tu i wiersze o tematyce miłosnej – trudnej, namiętnej, opisanej w sposób bardzo dosłowny. „Wszystkie kolory zachwytu” to, owszem, utwór o zachwycie kobietą i jej urodą, jak również tytuł tomiku. W naszych wierszach malowaliśmy obrazy różnymi kolorami, wiele z nich samym tytułem pokazują różne barwy. Myślę, że tytuł, który wybraliśmy pasuje idealnie – ukazuje niejako motyw przewodni utworów i jest zarazem tytułem wiersza traktującym o pięknie i zachwycie.
Powierzyliście komuś swoje wiersze do krytyki przed wydaniem tomiku?
J.M.: O pomoc (i krytykę również) poprosiliśmy pana polonistę z naszego LO, zresztą mojego byłego wychowawcę. Był to wybór o tyle przemyślany, co oczywisty, ponieważ jest On założycielem ogólnopolskiego konkursu recytatorskiego dotyczącej twórczości Mickiewicza, jest również propagatorem „pisania” w jakiejkolwiek formie wśród licealistów i nie tylko. Myślę, że Pan Maciej zadba o lokalną promocję naszego tomiku.
R.C.: Przed wydaniem tylko w niewielkim stopniu, ponieważ nie wiedzieliśmy, jaki kształt będzie miał ostateczny projekt, co nowego dodamy i co się wydarzy w trakcie pisania. Poza tym przyjaciele i znajomi (nie da się ukryć – nasi główni recenzenci), nie do końca zachowają obiektywizm emocjonalny. Natomiast już po fakcie krytyka jest jak najbardziej mile widziana.
Włożyliście w to wydanie wiele energii i pracy, pewnie też pieniądze… Czy nie byłoby prościej opublikować wiersze w Internecie? Teraz poezja internetowa, np. na blogach, jest o wiele bardziej na topie. Dlaczego uparliście się na „papier”?
J.M.: W przeszłości publikowałem w Internecie, jednak nie wspominam tego najmilej. Wydaje mi się, że poezja zamieszczana w sieci, ginie w tłumie innych utworów, sprawiając wrażenie twórczości masowej. Prawda, dobry wiersz obroni się zawsze, chociaż znaleźć go pośród tych słabych bywa niekiedy trudne. W Internecie można publikować zawsze i zawsze można do niego wrócić, a tom poezji wydany „na papierze” jest unikatowy. Pierwszy, własny tomik wydaje się raz w życiu, chciałem tego zasmakować i, przyznam – smakuje bardzo dobrze.
R.C.: Oczywiście, że publikacje internetowe mają swoje zalety. Każdy może szukać zrozumienia wśród blogowo – poetyckiej braci, która rozrosła się do sporych rozmiarów. Papierowa forma to jednak coś materialnego, a nie zawieszone gdzieś w cyberprzestrzeni zbiory danych. Miło było otworzyć książkę i zobaczyć kawałek siebie na stronach kartek, a nie na ekranie monitora.
Kiedyś w „Gazecie Wyborczej” przeczytałam, że poezję czyta milion Polaków, a piszą ją… dwa miliony! Ale Wy czytacie – w tomiku można znaleźć mnóstwo przypisów. Jak traktować te odwołania?
R.C.: Rzeczywiście staramy się czytać poezję, nie tylko uznanych autorów, do której możemy sięgać, i którą można konfrontować z tym, co sami robimy. Czytamy zbyt mało, żeby czuć się pewnie w świecie wierszy, czy uważać się za znawców tematu. W przypisach odwołujemy się przede wszystkim do pozycji, które najzwyczajniej nam się podobają, które nas zainspirowały do napisania konkretnego tekstu czy już później w jakiś sposób go wzbogacają, rozwijają czy stanowią wyraźny kontrast, a może po prostu dobrze komponują się z naszymi własnymi przemyśleniami.
J.M.: W jednej z recenzji naszego tomiku można znaleźć słowa traktujące nasze przypisy jako polemikę z innymi, ponadczasowymi twórcami – nie tylko polskimi. Myślę, że to prawda, choć też nie do końca. Moim zamiarem było między innymi skonfrontowanie, jeśli można tak powiedzieć, mojego wiersza z obrazem, który w jakiś sposób odpowiada tematyce, a który to również jest bezsprzecznie bardziej znany miłośnikom poezji. Gdyby ktoś jednak powiedział, że używając przypisów, a w nich słów Mickiewicza, Reymonta, Herberta itd., chcę się niejako „podeprzeć”, to należałoby to uznać za przesadę. Choć to żadna ujma czerpać od najlepszych. Myślę również, że cytaty znanych utworów to jedna z zalet naszego tomiku (jeżeli nie jedyna), gdyż niektóre z nich są naprawdę wspaniałe i przyjemnością było wpierw odnajdywanie tych cytatów, a następnie odniesienie się do nich.
Oprócz wierszy tomik zawiera też Wasze komentarze. Nie wszystko da się wyrazić poezją…?
J.M.: Komentarze do wierszy to był mój pomysł. Ich celem było nakierowanie czytelnika na tory, którymi podążał autor i choć wiem, że zakrawa to niejako na świętokradztwo w kwestii wolności interpretacji, to wiem również z własnego doświadczenia (jako czytelnika), że zrozumienie intencji autora bywa niekiedy bardzo skomplikowane. W komentarzach staraliśmy się zawrzeć nasze spostrzeżenia dotyczące spraw widzianych z ławki na pekaesie czy z balkonu.
Czy wszystko da się wyrazić poezją? Myślę, że i tak, i nie (to chyba najgorsza odpowiedź z możliwych…). Dowolność interpretacji poezji bywa czasami porażająca (i wtedy można wyrazić wszystko, a przynajmniej tak to wygląda), to jednak ta dowolność powoduje niekiedy kompletne niezrozumienie intencji twórcy. Proza w komentarzach to twarde stanowisko autorów w pewnych kwestiach i w ten sposób powinny być odebrane.
R.C.: Wszystko, co istnieje dookoła lub też tylko w umyśle człowieka, jest w jakimś stopniu warte opisywania w sposób, który opisujący uzna za stosowne. Co więcej, jestem zdania, że to wszystko jak najbardziej da się wyrazić za pomocą poezji. Poezja to przecież w zasadzie nic więcej jak tylko słowa. Komentarze w naszym zbiorze są dodatkiem do literackich wynurzeń w formie poetyckiej, dobrej jak każdej innej na uporządkowanie własnych rozważań o tym, o czym tylko można pomyśleć.
Wrażliwość poety pomaga czy przeszkadza w życiu?
R.C.: Przede wszystkim trzeba byłoby zastanowić się, czy takie pojęcie istnieje w czasach współczesnych, kiedy „poetą” może być, i często jest, każdy. Wydaje mi się, że wrażliwość, owszem, jest czymś wartościowym, ale niekoniecznie musi być łączona z osobą poety. W poezji dozwolone jest wszystko: wrażliwość i niewrażliwość, cokolwiek to oznacza. Jest miejsce dla każdych zainteresowań, poglądów politycznych, uczuć
i postaw życiowych, dla każdego języka i dla każdej estetyki. Jedyne, co może zweryfikować wszelkie próby poetyckie, to uznanie
w oczach czytelnika, o ile oczywiście aprobata publiczności jest tym, do czego dążymy. Jakkolwiek rozumiana wrażliwość może zatem przeszkadzać lub pomagać w życiu w takim chyba stopniu jak myślenie.
J.M.: Mi pomaga bardzo, widać to moich utworach. W życiu czasami trzeba się zatrzymać, wtedy „wrażliwość poety” pasuje idealnie – łapiesz głęboki, emocjonalny oddech – idziesz dalej. Intelektualiści skazani są na pracę umysłową, poeci – jako wrażliwi – na pisanie. Wystarczy to tylko połączyć. Wrażliwość to bardzo pozytywna cecha.
Zebraliście swoje wiersze w jedną całość „spisaną na trzeźwo, by w zielonym pokoju żyć w miarę po swojemu”. Udało się?
R.C.: To jest pewna całość, ale za sprawą zdrowych różnic w podejściu obu autorów całość złożona z wielu cech indywidualnych. To, co się udało, to z pewnością, tak jak planowaliśmy, zebranie w bardziej uporządkowanej formie własnych myśli, w sposób, który wydawał się nam najbardziej odpowiednim, czyli jak najbardziej „po swojemu”.
J.M.: Na pewno tak. Całe „przedsięwzięcie” należy uznać za sukces, choć to nie brzmi zbyt skromnie. Skutek ekonomiczny to deficyt, jednak o nie oto w tym wszystkim chodziło. Żyć po swojemu, w TAKIM świecie, w jakim żyjemy, to sprawa bardzo trudna, można powiedzieć niewykonalna. Niektórym – trzeba to zaznaczyć – to się udaje. Czy nam się udało? Na pewno pokazaliśmy, że można zrobić COŚ, z czym będzie można się kiedyś utożsamić. Jeśli mogę zakończyć w dwóch słowach, to: róbmy swoje.
Gratuluję sukcesu i dziękuję za wywiad.
Kontakt z Autorami "Wszystkich kolorów zachwytu" udostępnia redakcja "UZetki": gazeta@uzetka.pl
Autor: Kaja Rostkowska