Poważni obywatele, wyborcy, których to stać na dobre auta i drogie dodatkowe lekcje angielskiego dla swoich dzieci, często to podczas dyskusji o polityce mówią o Public Relations na scenie politycznej, analizują spadki i wzrosty popularności tym i tamtym, bo ten i ów zmienił retorykę. Można powiedzieć, że bawią się w ekspertów, w analityków, którzy chłodnym okiem oceniających kreski na wykresach…
I tu jest pies pogrzebany. Sami siebie poniżają. Bo przy urnach zachowują się właśnie tak jak kukiełki sterowana przez PR. Oczywiście nie wszyscy, ale zdecydowana większość, prawie wszyscy. Nie zwracają uwagi na konkrety, tylko na wzajemne obrzucanie się błotem, które to dla zdecydowanej większości społeczeństwa, prawie wszystkich, zasłania wszelkie kwestie ideologiczne, wszelkie merytoryczne aspekty rządzenia sprowadzając je do przepychanki do koryta i przy nim…
Zwykły lud pod względem samoponiżania się też nie jest lepszy, lecz nie wynika to tak jak w pierwszym przypadku z pseudointelektualizmu, lecz ze zwyczajnej niewiedzy i głupoty. Ludzie narzekają na cyrk w kraju, polityków – baranów i posłów – osłów, lecz na nich głosują. A po "świętach demokracji", czyli wyborach, dalej narzekają na te same gęby w polityce…
Owczy pęd ludzi do ulegania namowom polityków do oddania na nich głosu jest nieopisany… Mimo iż zaufanie do polityków sięga bruku, mimo tylu afer ludzie wciąż glosują na tych samych i mówiących to samo polityków! Lub na polityków mówiących to samo co reszta powszechnie uważanych za "polityków" osób. Mimo braku zaufania i szacunku do klasy politycznej ludzie wciąż wzoru polityka upatrują w skompromitowanych postaciach.
To co odstaje od obecnego politycznego stanu rzeczy jest przez większość ludzi odrzucane automatycznie bez chwili zastanowienia nad wartością tezy, bo wydaje się to głupie, bo wydaje się to niemożliwe, wreszcie bo jest to coś innego od reszty. Nie ma nawet próby przemyślenia poruszanych kwestii, w procesie decyzyjnym a’propos wyborów biorą udział same wrażenia.
Ustroju, w którym dzieją się takie rzeczy nie można uznać za choć trochę normalny. Odchylenie od normy jest w demokracji ogromne, demokracja to patologia, w której zdanie dwóch kretynów np. menelów jest warte dwa razy więcej niż zdanie kogoś mądrego, np. profesora.
Autor: interia360.pl / Piotr Miszkiel