KULTURA:

Sesja: studenckie opowieści grozy

Czy ktoś się kiedyś zastanawiał, dlaczego słowo sesja wywołuje w studenckim gronie strach i dreszcze na plecach? Niektórzy twierdzą, że dlatego, iż przez pół roku nic się nie robiło i teraz trzeba zaliczać. Otóż tak to może twierdzić ten, kto nie studiuje. Studenci boją się praktyk, jakie stosują wykładowcy przy tym i tak trudnym zaliczeniu. A skojarzeń z sesją funkcjonuje wiele. Oto niektóre z nich: rzeź niewiniątek, obóz koncentracyjny, kampania wrześniowa przy poprawce itd. Nic dziwnego, że apteki, sklepy z dopalaczami i napoje dodające energii cieszą się wtedy takim powodzeniem.

Opowieści grozy

W celu udowodnienia przyczyn strachu studentów przed sesją zebrałam różne fakty autentyczne, czyli opowieści grozy, o różnych wykładowcach uniwersyteckich i akademickich.

Pan X nie był nigdy wymagającym profesorem. Nie. Wystarcza mu prezentacja na zaliczenie i obecność… ciałem. Tak, bo Pan X zalicza jedynie tym dziewczynom, które przychodzą w krótkich spódniczkach i z dużymi dekoltami. Kiedyś został posądzony przez kogoś o molestowanie, ale profesorów nie można wyrzucać z uczelni.

Pani Y. Zleca sto prac pisemnych do zaliczenia. Jest mistrzynią w wyliczaniu średniej. Posiadasz oceny 5, 5 , 5, 4.5, 5. Zgadnij co ci wychodzi? Dokładnie 3+. Albo Pani Y ma zepsuty kalkulator, albo cię nie lubi.

Kolejny Pan Z. To dopiero szanowany profesor. Jego wykłady to bajka, bajka – bo musisz się domyślać, o co w nich chodzi. Albo po prostu kupić jego książkę, bez której nawet nie masz co myśleć o zaliczeniu. Perfidne? Skąd, oni też mają prawo zarabiać "uczciwie".

Kolejna Pani O. Profesorka niezwykle miła i sympatyczna. Do czasu wystawiania ocen. Wtedy to zbiera indeksy i otwiera na zdjęciu. Jeśli masz brzydkie, to nie masz szczęścia. Jeśli jesteś zgrabny i powabny, z miejsca dostajesz piąteczkę, z uśmiechem Pani O.

Inna popularna praktyka. Testy egzaminacyjne rzuca się z wysokości na meble. Co spadnie na stół, zaliczone dobrze, co spadnie na krzesło, też zaliczone, co na podłogę, temu bieda i kampania wrześniowa.

Inny sprawdzian. Dostajesz sto pytań, za każdy jest maksymalnie jeden punkt, czyli możesz zdobyć…80 punktów? Tak, bo jeśli zdobędziesz więcej, musisz pisać drugi raz, bo ściągałeś. Nawet jeśli nie ściągałeś.

Pan R. ma sposób na studenta bardzo materialny. Nie zdasz, płacisz, zdajesz. Nikt o tym nie wie, bo po co. Korzyść jest obustronna: wykładowca dostaje pieniążek, student zaliczenie. Każdy jest zadowolony.

I jeszcze Pani P. Specjalistka od wyliczanek. Lubi, kiedy student, który nie zaliczy, chodzi za nią ze łzami w oczach przez jak najdłuższy czas. Najpierw płacze, później się wlecze, kłania, a na końcu prawie całuje stopy z tzw. depresją. Jeśli płacze wystarczająco mocno, to zda, bo Pani P. podniosła się samoocena i poziom wszechmocy.

Nie wierzysz? Pójdź na studia.

Konkluzja

Sytuacje tego typu są nagminne na różnych uczelniach i powstają na ich kanwie paradoksalne opowieści o sesji katyńskiej. Tylko dlaczego nikt z tym nic nie robi? Czy nie ma organizacji, która mogłaby pomóc studentom w podobnych problemach? Dlaczego studenci nie zgłaszają takich przypadków do instancji wyższych, a jeśli zgłaszają, są uciszani, żeby nie zniesławić szanowanej uczelni? Czy znajdzie się ktoś, kto rozwiąże te kłopoty i ułatwi studentom zaliczenie materiału? Oto jest pytanie, najpewniej retoryczne…

Autor: interia360.pl / Emicha

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00