■ Gazeta nie z gumy!
Kabaret od pięciu lat tworzą niezmiennie: Katarzyna Piasecka, Jarosław Sobański i Tomasz Łupak. Kaśka ma najkrótszy staż, dołączyła do kabaretu w 2001 roku. – To moja największa pasja – mówi. Skończyła pedagogikę na Uniwersytecie Zielonogórskim. Bo gdzieżby inaczej? Kiedy wymienia swoje zainteresowania, okazuje się, że jest tego zbyt dużo, by wymienić wszystko. Gazeta nie jest przecież z gumy. Spektrum fascynacji Piaseckiej ma wpływ na różnorodność poruszanych w skeczach tematów. Na scenie rozsadza ją energia, co podoba się publiczności. Podoba się także specjalistom, czego dowodem są nagrody indywidualne na Trybunałach Kabaretowych w 2004 roku, a także na najbardziej prestiżowym konkursie PaKA. Również w 2004 roku.
■ Jarek – bardzo zajęty
Równie charakterystyczną postacią jest Jarek Sobański – facet z blond dredami w okularach z ciemnymi oprawkami. Niestety, drogie studentki, Jarek jest już zajęty. Jego wybranka też zawodowo zajmuje się rozśmieszaniem, to Agnieszka „Marylka” Litwin z kabaretu Jurki. Jaka przyszłość czeka ich dzieci – chyba można się domyślać. Jarek również skończył zielonogórską uczelnię. Z zawodu jest socjologiem, z zamiłowania – pianistą.
■ Prawdziwy czarodziej
Zupełnie inne zainteresowania ma Tomek Łupak. – Tomek czaruje – mówią o nim Kasia i Jarek. Czaruje rekwizyty, bowiem to właśnie on odpowiada za gadżety, których kabaret używa na scenie. – Tomek dziubie i dziubie… aż wydziubie – mówią. W jego dorobku artystycznym jest m.in. indywidualna nagroda zielonogórskiego festiwalu Tańczące Eurydyki 2003.
■ Sentymenty
Przez szeregi kabaretu „Słuchajcie” przewinęły się takie osoby jak: Eliza Rink, Anita Lorenc, Aneta Hordyj, Jarosław Jaros, Michał Śliwa, Krzysztof Polewski i Remigiusz Chudaś – każda z tych osób miała swój wkład w działalność kabaretu – twierdzą ich członkowie. Bardzo dużym sentymentem darzą Jarosława Jarosa, który był założycielem tego kabaretu, opuścił zespół w 2003 roku, a obecnie współpracuje z Grzegorzem Halamą.
■ Herbatki z dziekanem?
Jak to często bywa w Zielonogórskim Zagłębiu – wszystko zaczęło się na studiach. – Żywot skierował nas do Zielonej Góry na studia. A na studiach wiadomo – wykłady, stypendia naukowe i herbatki z dziekanem. Wszystko to ominęło całą naszą trojkę. Zamiast tego zaczęliśmy pojawiać się w „Gębie” – mówią o swoim powstaniu. Widząc urodzaj kabareciarzy również postanowili spróbować swoich sił
w tworzeniu skeczy – trwa to do dziś, a grupa zdobywa coraz większe grono fanów w całym kraju. Wciąż świetnie czują się
w „Gębie”, gdzie często występują oraz współorganizują imprezy. Występują z gośćmi,
a także jako goście. Zielonogórskie Zagłębie to jedna wielka rodzina.
■ Nazwaliśmy się…
Na pytanie, skąd się wzięła nazwa, zresztą niecodzienna, uzyskujemy odpowiedź na stronie internetowej. „Było to 27 października 1998 roku. Za chorobę nie widzieliśmy jak mamy się nazywać, siedzieliśmy wtedy w akademiku i wymyślaliśmy coraz to gorsze nazwy. Zrezygnowani ustaliliśmy, że naszą nazwą stanie się pierwsze słowo wypowiedziane przez kogoś kto wejdzie do okupowanego przez nas pokoju. W końcu weszła jakaś dziewczyna i powiedziała „ Słuchajcie… i coś tam jeszcze”. Stało się. Czasem pojawiają się narzekania na nazwę, ale swoją drogą dobrze, że nie powiedziała wtedy nic na k…”.
■ Jak w renesansie…
Kabaret to ciężki chleb. Wymaga wszechstronności, nawet sprawności fizycznej. Łupak śpiewa, Piasecka gra całym ciałem, Sobański pokazuje najprawdziwszego kaca na świecie. Każde z nich jest inne, razem tworzą wybuchową mieszankę. Promują Zieloną Górę nie tylko poprzez swój kabaret, ale także za sprawą udziału w licznych produkcjach realizowanych przez wytwórnię A’YOY. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść… Autor: Ania Dzikowicz, Matylda Kazimierczak