Każdy pacjent, który trafia do Szpitala Uniwersyteckiego, przechodzi teraz wywiad epidemiologiczny. Lekarze pytają o to, czy przebywał za granicą i czy ma objawy, które mogą wskazywać na zakażenie koronawirusem. Pacjenci i ich rodziny nadal zatajają jednak ważne informacje. Tak było w piątek.
Do szpitala trafił wówczas 4-letni chłopiec z raną głowy. Był w ambulatorium chirurgicznym, na bloku operacyjnym, a następnie na oddziale chirurgii i urologii dziecięcej.
Wywiad epidemiologiczny nie wskazywał na to, że może być jakiekolwiek zagrożenie zakażeniem koronawirusem u tego dziecka. Przynajmniej tak twierdziła babcia, która była z chłopcem. W poniedziałek dziecko było wypisywane do domu, już w stanie ogólnym dobrym. Natomiast lekarz, który je wypisywał, wykazał się dużą czujnością. Zadecydował, żeby jednak pobrać dziecku wymaz, ponieważ mały lekko pokasływał. W trakcie ponownej rozmowy z babcią okazało się, że mama dziecka pracuje w Niemczech. Wczoraj wieczorem przyszły wstępne wyniki dziecka, są dodatnie.Sylwia Malcher-Nowak, rzecznik prasowy Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze
Chłopiec nie przebywa już w szpitalu, znajduje się na kwarantannie domowej pod opieką sanepidu. Objęto nią również jego rodzinę.
Natomiast w związku z tym, że wiele osób miało z nim styczność – mowa tu zarówno o pracownikach chirurgii dziecięcej, jak i także SOR-u oraz bloku operacyjnego – wszystkie te osoby są także poddane kwarantannie. Ci z bezpośredniego kontaktu z dzieckiem mają wykonywane badania.Sylwia Malcher-Nowak
Oddział chirurgii dziecięcej został zamknięty. Przebywa w nim jeszcze dwójka małych pacjentów. Te dzieci również zostały objęte kwarantanną, pobrano od nich też próbki do badań.