– Czego oni chcą? – pyta Książna, gdy kilka scen później wraz z mężem jadą karetą do nowego domu, a Anglicy krzyczą i skandują na ich widok. – Zobaczyć moją żonę – mówi Książę i tak zaczyna się nie bajkowe, lecz chmurne życie Georginy. Będzie dawała z siebie wszystko, żeby obudzić serce męża, tłum Anglii będzie ją wielbił, ale to wszystko niepotrzebne, bo Książę chce od niej tylko dwóch rzeczy: syna i posłuszeństwa. Gdy Georgina wychowuje spokojnie swoje trzy… córki, poznajemy jej matkę: pryncypialną i srogą, popychającą córkę do tego wybitnie niedobranego małżeństwa. Poznajemy też śliczną Bess, która w całym filmie jest najbardziej intrygująca (długo nie wiadomo, czemu u licha śpi z Księciem, a przyjaźni się z Księżną ). Na cały ten trójkącik z matką w tle wpada Charles Grey. Georgina zdaje sobie sprawę, że tylko z nim może posmakować pięknej i namiętnej miłości. I tu zaczną się schody: prawdziwa miłość do Greya, zaborczy Książę, Bogu ducha winne dzieci Georginy i pewien wstrętny szantaż.
Czy warto to wszystko zobaczyć? Jeśli widzieliście „Kochanie króla” – nie warto. „Księżna” opiera się na podobnym scenariuszu, ale ten jest nudniejszy. „Kochanice króla” to kobiety i aktorki tak swoiste, że aż miło popatrzeć. „Księżna” ma śliczny uśmiech, ale sama filmu nie obroni. Miłośnikom starej Anglii i jej klimatu też polecam „Kochanice króla” zamiast „Księżnej” – w drugim filmie zobaczycie, owszem, piękne stroje, sute bale i niezwykłe wnętrza, ale o wiele gorzej sfotografowane. A jeśli nie widzieliście „Kochanic króla”? To zobaczcie. Zamiast „Księżnej”. Autor: Kaja Rostkowska