W żadnym polskim urzędzie nie potrafią napisać tak bublowatych, bełkotliwych aktów prawnych, jak w Ministerstwie Finansów. Swoje "trzy grosze" dokładają do ministerialnych bubli polscy parlamentarzyści, w efekcie czego ustawy podatkowe bez żadnych zmian nadają się na skecze kabaretowe.Takie wrażenie odniesie każdy, kto zmuszony okolicznościami musi owe "knoty" studiować. Jeśli zrozumie z nich cokolwiek, to na pewno opacznie. Większość słów używanych w urzędniczym slangu oznacza faktycznie co innego niż opisują to słowniki, albo też próżno ich tam szukać! Czy może być inaczej? Czy ustawa podatkowa (i wszelka inna) może być prosta, czytelna i zrozumiała? Oczywiście: nie może!
W nowoczesnych społeczeństwach system podatkowy musi nie tylko napełnić państwową kasę, ale również stymulować rozwój priorytetowych dla władz obszarów gospodarczych. Polski język literacki jest zbyt ubogi, aby oddać ogrom zawiłych kwestii podatkowych, które trzeba uregulować ustawowo. Stąd konieczność jego twórczego rozwijania. Niech przykład Ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym zaświadczy, z jak trudną materią muszą się zmagać urzędnicy i parlamentarzyści. W jakiej wysokości ma płacić podatek właściciel strzelnicy ustawionej w mieście? Wyższy (czy niższy) niż na wsi? A jeśli tak, to o ile? Czy obywatel organizujący pokazy gadów (albo głowy medium) z pomocą własnej małżonki, zasługuje na ulgę podatkową? A jeśli jest to małżonka innego obywatela? Należy się ulga, czy nie i dlaczego?
Każdy rodzaj usługi (pałac strachów, ściana emocji, ściana lalkowa, gabinet złudzeń, gabinet luster, hipodrom kuce, zjeżdżalnie przewoźne, siłomierze, kolejki torowe, rzuty różne, bilardy ręczne, zabawki bujane, szafy grające, itp., itd.), to ogrom podobnych kwestii, jakże pomysłowo rozwiązanych! Obywatel zabawiający klientów w huśtawce wahadłowej płaci miesięcznie 63,80 zł. podatku, zaś w karuzeli obrotowej – 20,10 zł. Jak wytłumaczyć preferencję fiskusa dla karuzel obrotowych? Troską o moralność! Huśtawki poruszają się ruchem posuwisto-zwrotnym, a wiadomo, z czym się taki ruch kojarzy. Lepiej niech klienci wirują, co najwyżej puści który z nich pawia, lekarz zarobi i podatek odprowadzi.
Flisaków pienińskich świadczących usługi przewozowe rzeką Dunajec ustawodawca podzielił (Uwaga, uwaga!) na… cztery kategorie: świadczących usługi w miejscowościach do 25 tysięcy mieszkańców, od 25 – 100 tysięcy, od 100 – 500 tysięcy, oraz powyżej 500 tysięcy mieszkańców. Podatek dla każdej z wymienionych grup ustalono w wysokości od 48 – 80 złotych. Jednak ile konkretnie… nie wiadomo! Czy flisak przewożący turystów rzeką Dunajec w Warszawie, zapłaci 48 złotych, a jego kolega, który zapuścił się tratwą aż do Grajewa – 80 zł? A może odwrotnie? Rzeka Dunajec – o czym nie wszyscy wiedzą – przepływa przez wiele miast, w tym i takich, w których mieszka więcej niż 500 tysięcy ludzi! Takich "geografów" mają w Ministerstwie Finansów, zaś stado baranów w Sejmie i Senacie zatwierdza ministerialne bździny, pewnie ich nawet nie czytając.
Gdyby wszystkie podmioty gospodarcze obowiązywał jeden podatek dochodowy w formie zryczałtowanej, w wysokości – powiedzmy – 5% liczone od obrotu (przepisy UE dają taką możliwość), to tony ministerialno-sejmowych bździn podatkowych można by wyrzucić na śmietnik, zaś Polska stałaby się najbardziej przyjaznym dla podatników państwem w Europie. Ale któremu z sejmowych błaznów na tym zależy? Gdyby poseł Palikot i jego partyjni kamraci zlikwidowali podatek dochodowy dla firm w jego obecnej formie na rzecz podatku zryczałtowanego, przeszliby do historii, zaś polska gospodarka uzyskałaby potężny impuls rozwojowy. Kasa państwowa napełniłaby się natychmiast podatkami firm, które teraz oszukują fiskusa (nie wykazują dochodów), więc nie płacą podatków dochodowych. Oczywiście nic takiego nie nastąpi w czasach tak zwanej "demokracji", gdy odwaga staniała, zaś rozum zdrożał i stał się towarem prawie nieosiągalnym.
Autor: Anthony Ivanowitz